O malarce, która pragnęła zostać posłem. Marta Dzido o Marii Dulębiance

Jej wiec wyborczy przyciągnął tłumy. Sala Gwiazdy w gmachu budynku przy ulicy Franciszkańskiej 7 we Lwowie wypełniona była po brzegi. Był 1 marca 1908 roku, niedziela, dochodziła godzina czwarta po południu. Przemawiać miała kandydatka na posła do Sejmu – Maria Dulębianka. Zgromadzona publiczność czekała w napięciu. Po raz pierwszy w wyborach zdecydowała się wziąć udział kobieta.

– Jakim cudem – zastanawiali się niektórzy – skoro kobiety nie posiadają praw wyborczych? Wariatka? 

Inni ostrzegali swoje siostry i koleżanki słowami: „Jak mi się zaczniesz mieszać do polityki, to będziesz dziwadłem, wiedźmą i nigdy nie wyjdziesz za mąż!”

Jeszcze inni komentowali: „Kobietom niepotrzebna świadomość polityczna, którą posiadają mężczyźni – one mają cudowną intuicję, ich rolą stać na straży instynktów zakorzenionych w niższych warstwach narodu”.

Równouprawnienie kobiet to dla wielu szaleństwo. Jeszcze kilka lat temu na łamach prasy trwała dyskusja czy kobieta to „wyższa odmiana zwierzęcia” czy może raczej „niższa odmiana anioła”. Pytano, czy kobieta ma duszę i czy może mieć takie prawa jak mężczyzna. 

Kobiety nie mogły głosować ani być wybierane do władz. Mężatki nie miały prawa dysponować majątkiem. W przypadku rozwodu traciły prawo do opieki na dziećmi. Kobietom, które rodziły dzieci nieślubne, zabronione było dochodzenie ojcostwa.

Kandydatka na posła Maria Dulębianka również doświadczyła nierównego traktowania. Nie mogła się kształcić na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie z tego powodu, że uczelnia przyjmowała tylko mężczyzn. By rozwijać swój talent zmuszona była wyjechać do Paryża, a następnie do Wiednia. Swoje prace wystawiała między innymi we Francji, ale również w Krakowie –  mieście, w którym nie dane było jej studiować.

W roku 1908 Dulębianka ma 47 lat. Nosi się wyjątkowo, bo po męsku. Zwykle w ciemnym dwuczęściowym kostiumie, jasnej kamizelce, z krawatem i monoklem. Kronikarka ruchu kobiecego – Cecylia Walewska – pisze o niej: „Wysoka, szczupła, koścista. Ruchy prawie męskie, a słodkie, zadumane kobiece spojrzenie spod szkieł na oczach.” W walce o mandat posła wspiera ją Koło Oświatowe Postępowych Kobiet oraz jej bliska przyjaciółka Maria Konopnicka, z którą Dulębianka dzieli życie od prawie dwudziestu lat.

Kampania wyborcza trwa od kilku miesięcy. Dulębianka ma charyzmę, dar przemawiania. Kiedy zaczyna mówić, wszyscy milkną, nawet ci, którzy są sceptycznie nastawieni do kwestii równouprawnienia kobiet.

A ona argumentuje: – „My, kobiety, żądając równouprawnienia, żądamy współudziału w walce o prawa narodu, w pracy dla jego przyszłości, żądamy  uczestnictwa w odbudowywaniu gmachu narodowego. A żądamy tego, bo mamy prawo sądzić, że ta budowa będzie lepsza i pewniejsza, i silniejsza, gdy i my rękę swą do niej przyłożymy. Bo czujemy się na siłach pracować na wszelkich posterunkach i na wszelkich polach, nie tylko na nieużytkach. Toteż pełne ironii wydają się nam słowa: „teraz szkoda czasu na walkę o prawa kobiety’” Nie dla zaszczytów żądamy praw, bo pełnienie obywatelskich obowiązków jest pracą ciężką i twardą, lecz dlatego, by mniej było krzywd, więcej rąk i głów do ich usuwania!”

Maria Dulębianka zdaje sobie sprawę z tego, że jej udział w wyborach ma tylko i wyłącznie charakter performatywny, że to artystyczny happening, który nie daje szansy na to, by rzeczywiście ona-kobieta zasiadła w Sejmie Galicyjskim. Po co więc to wszystko? Po to, by zwrócić uwagę na nierówności, by wykorzystać możliwość i uświadomić społeczeństwu, że w walce o niepodległe państwo polskie emancypacja kobiet jest koniecznością.

Udaje jej się zdobyć poparcie ponad pięciuset mężczyzn. To wielki sukces, choć ma wymiar jedynie symboliczny, gdyż kandydatura Marii Dulębianki na posła zostaje odrzucona „ze względów formalnych”. 

I tak jak w momencie przyjęcia na studia, tak i teraz – fakt bycia kobietą dyskwalifikuje. 

Jeszcze dziesięć lat polskie kobiety muszą walczyć o to, by być pełnoprawnymi obywatelkami niepodległego państwa. Działają we wszystkich obszarach, od żmudnej, codziennej pracy u podstaw, polegającej na edukowaniu społeczeństwa, poprzez happeningi, manifestacje, zakładanie stowarzyszeń  aż po zaangażowanie w walkę zbrojną.

W 1918 Polska odzyskuje niepodległość, a polskie kobiety otrzymują pełnię praw politycznych. 

Maria Dulębianka nie może już skorzystać z tego przywileju, ponieważ na początku roku 1919 umiera na tyfus, którym zaraziła się na froncie podczas pracy w szpitalu dla jeńców wojennych. 

Dziś, w XXI wieku, prawa, jakie mamy, wydają się być czymś oczywistym. Możemy się kształcić, możemy brać udział w wyborach, czytać książki w języku polskim. Zawdzięczamy to naszym prababkom, odważnym, silnym kobietom, które nie bały się wytyczać drogę i czasem z tego powodu narażały się na wytykanie palcami, oskarżenia o wariactwo, a czasem ich desperackie lub radykalne działania  prowadziły do tragedii. Ale za każdym z tych kroków kryło się pragnienie wolności.

Dulębianka mówiła, że „pierwszy krok do zrzucenia niewoli jest odważyć się być wolnym”. 

One się odważyły.
(Marta Dzido)

Tekst powstał w 2017 roku w ramach projektu Instytutu Polskiego w Pradze.