Wywiad z Renatą Kopyto, od ponad 20 lat kierowniczką Domu Norymberskiego w Krakowie, kuratorką i producentką wielu projektów z obszarów kultury, a także organizatorką Tygodnia Filmu Niemieckiego.
Muzeum HERstorii Sztuki: Zacznę trochę nietypowo – otóż przygotowania do wywiadu z Panią standardowo rozpoczęłam poszukując w sieci informacji na Pani temat. Mimo eksploracji rozlicznych stron i portali nie udało mi się znaleźć szczególnie wiele informacji na temat Pani drogi życiowej i zawodowej. Jeśli informacje te pojawiały się, dotyczyły głównie promocji wydarzeń organizowanych przez Dom Norymberski, którym Pani kieruje. Konsultując sprawę z dziewczynami z Muzeum HERstorii Sztuki w Krakowie doszłyśmy do wspólnego wniosku, iż jest to w jakiś sposób symptomatyczne – mimo, że jest Pani osobą o ogromnym doświadczeniu oraz osiągnięciach w obszarze kultury, pani obecność w mediach (a co za tym idzie również w świadomości krakowskiej społeczności, bo tak działa dzisiejszy świat) – nie jest szczególnie zauważalna. Jaka jest pani opinia na ten temat? Czy sądzi Pani, że w przypadku kobiet docenienie oraz zauważenie ich pracy jest wciąż trudniejsze niż w przypadku mężczyzn?
Renata Kopyto: Prawdą jest, że spora część kobiet z pewną dozą dystansu podchodzi do obecności w mediach, w tym w mediach społecznościowych, niechętnie stawiając siebie w centrum uwagi. Ja również wolę, by to przede wszystkim moja praca, to, co robię mówiło za siebie. Realizacja autorskich projektów, czym przede wszystkim zajmuję się w pracy zawodowej, wymaga dużych nakładów merytorycznych, energetycznych i emocjonalnych. Finalizacja założeń projektu daje mi ogromną satysfakcję, i ta satysfakcja jest dla mnie wystarczającą gratyfikacją. W związku z tym zaznaczanie mojego udziału w osiągnięciu celu, promowanie własnej osoby poprzez obecność mediach nie jest dla mnie warunkiem koniecznym, by mieć przekonanie, iż moja praca jest wartościowa. Niemniej jednak zdaję sobie sprawę, iż jako osoba kierująca instytucją publiczną nie mogę ignorować znaczenia i siły tzw. czwartej władzy – dlatego mimo, że nie „upubliczniam się” na szeroką skalę w mediach, na bieżąco śledzę co dzieje się w sieci, jakie materiały i informacje są publikowane, szczególnie w interesującym mnie obszarze kultury. Dbam również o promocję wydarzeń organizowanych przeze mnie bądź przy moim udziale.
Z czego w Pani opinii wynika ów dystans części kobiet względem obecności w mediach, przede wszystkim społecznościowych? Czy możemy, a może powinnyśmy coś z tym zrobić?
Myślę, że w przypadku części kobiet wiąże się to z wychowaniem oraz wiekiem. Zwracanie uwagi na siebie oraz swoje osiągnięcia nie jest czymś, co jeszcze do niedawna byłoby kulturowo przyjętym standardem w naszym kraju. Ja nie należę do pokolenia, które urodziło się ze smartfonem w ręce (śmiech), dlatego wszelkie formy intensywnej autopromocji wywołują u mnie dyskomfort. Mam jednak świadomość, że dla młodych kobiet dziś wkraczających w dorosłość stała obecność w mediach społecznościowych jest zupełnie naturalna i stanowi część codziennego życia. Dlatego sądzę, że to na ile obecne jesteśmy mediach powinno stanowić przedmiot indywidualnego wyboru każdej z nas. Jednocześnie jestem przekonana, że dobrze wykonana praca będzie w stanie obronić się sama, nawet bez intensywnej promocji, i docelowo zawsze znajdzie swoich odbiorców. W moim przypadku stawiam na kompromis – promocję wydarzeń poprzez udzielanie merytorycznych wywiadów oraz publikacje merytorycznych informacji jednocześnie nie wykorzystując do tego osobistych kont w mediach społecznościowych.
Czy jest to w Pani opinii wystarczające, by osiągnąć stawiane sobie cele? Czy umożliwia dotarcie do oczekiwanej grupy odbiorców?
Aby odpowiedzieć na to pytanie muszę wyjaśnić, że większość realizowanych przeze mnie projektów to przedsięwzięcia autorskie – jestem ich pomysłodawczynią, pozyskuję na nie środki, organizuję partnerów, zajmuję się planowaniem, budżetowaniem a następnie realizacją niezbędnych zadań i ich rozliczeniem. Pełna autonomia w działaniu to aspekt mojej pracy, który cenię sobie najbardziej. Pozwala mi to na eksplorowanie wciąż nowych obszarów, poszerzanie wiedzy oraz odkrywanie (dla siebie i dla świata!) nieznanych artystów czy zjawisk kulturowych. Mam wszakże świadomość, że nie są to projekty, które interesują masowego widza. Są one dedykowane niszowej publiczności o wrażliwości podobnej do mojej. Na szczęście jest ich trochę (śmiech) i poprzez lata pracy udało mi się, jak sądzę, stworzyć wokół Domu Norymberskiego społeczność podobnie patrzącą na świat i dzielącą moje zainteresowania artystyczne. To dla mnie niezwykle budujące i ważne, że wciąż, mimo zmian pokoleniowych, nie brakuje osób odwiedzających wystawy czy uczestniczących w organizowanych przez Dom Norymberski wydarzeniach. Mimo braku intensywnej promocji, a dzięki networkingowi oraz współpracy z różnymi instytucjami udaje się skutecznie docierać do zróżnicowanych wiekowo ludzi, którzy są zainteresowani proponowaną przeze mnie formą kultury. Z punktu widzenia mojej etyki zawodowej ma to duże znaczenie. I jest to dużo bardziej satysfakcjonujące niż tworzenie oferty, która byłaby kompromisowa i docierała do szerokich mas ludzi.
Choć ze światem kultury związana jest pani od ponad 20 lat z sukcesem kierując krakowskim Domem Norymberskim to z wykształcenia jest pani…hutniczką. Czy studia na AGH pozwoliły Pani nabyć umiejętności, które wykorzystuje Pani w swojej obecnej pracy?
Rzeczywiście, odkrycie faktu, że posiadam wykształcenie w obszarze przedmiotów ścisłych budzi często zdziwienie. Muszę jednak przyznać, że studia techniczne znakomicie przygotowały mnie do pełnienia funkcji kierownika projektów oraz instytucji. Logiczne myślenie, ścisłe planowanie, budżetowanie, identyfikowanie ryzyk, dochodzenie do rozwiązania problemu najkrótszą możliwą drogą, to tylko kilka umiejętności, jakie wynosi się ze studiów na uczelni technicznej i które od tamtego czasu każdego dnia wykorzystuję w mojej pracy. Są one kluczowe by być efektywnym i dlatego każdemu typowemu humaniście polecałabym inwestycję w rozwój tych umiejętności. Realizacja projektu wymaga bowiem szeregu kompetencji – i choć humanistyczna dusza jest niezbędna w koncepcyjnej fazie projektu, to w każdej kolejnej – by projekt doszedł do skutku i informacja o nim dotarła do grupy docelowej – wymaga już ściśle „technicznych”, twardych umiejętności z zakresu administracji, logistyki i finansów.
Jak zaczęła się Pani przygoda ze światem kultury i co daje Pani możliwość realizowania się w tym – nie zawsze łatwym – sektorze?
Studia kończyłam w 1987 roku, a więc w okresie dla naszego kraju przełomowym, bo wkrótce miała miejsce transformacja ustrojowa. W związku z tym moje szanse na zatrudnienie w wyuczonym zawodzie były niewielkie. W ramach procesu przekwalifikowywania się wyjechałam do Niemiec, gdzie rozpoczęłam intensywną naukę języka niemieckiego. Berlin w okresie tuż po upadku muru był miastem niezwykle ciekawym – poziom fermentu kulturowego wprost oszałamiał – ze sztuką można było się zetknąć niemal na każdym kroku. Puste przestrzenie anektowane były przez niezależnych artystów, w kinie, teatrze królowała wolność i swoboda wyrażająca się w eksperymentalnych formach i podejmowaniu tematów dotąd pomijanych. Wszystko to było dla mnie szalenie inspirujące i zrodziło się we mnie przekonanie, że to właśnie z kulturą chciałabym związać się zawodowo. Po powrocie do Polski zatrudniłam się w nowo otwartym Instytucie Goethego, gdzie realizowałam projekty językowe oraz kulturowe.
Kolejnym etapem w Pani karierze było objęcie kierownictwa Domem Norymberskim – jak do tego doszło?
Pracując w Instytucie Goethego miałam mnóstwo pomysłów na projekty, które z różnych względów nie mogły być przez tą instytucję realizowane. W 1996 roku z inicjatywy nadburmistrza Norymbergi Petera Schönleina otwarto Dom Krakowski w Norymberdze i Dom Norymberski w Krakowie. Zbiegło się to w czasie z wielkim wydarzeniem kulturalnym, które odbyło się rok później. Były to Dni Kultury Bawarskiej, których Miasto Norymberga, jako miasto partnerskie Krakowa, było współorganizatorem i przy których miałam okazję pracować. Po zakończeniu tego przedsięwzięcia uznałam, ze warto byłoby kontynuować niektóre z imprez, które w jego ramach się odbyły, jak choćby przegląd filmowy. Zdecydowałam się zwrócić do władz miasta Norymberga z propozycją współpracy przy jego realizacji i spotkała się ona z przychylnością osób decyzyjnych. Po trzech latach luźnej kooperacji zapytałam o możliwość stałej pracy. W rezultacie od 2000 roku jako kierowniczka Domu Norymberskiego w Krakowie mam ogromny przywilej realizowania projektów i produkowania wystaw, które są wyrazem moich osobistych fascynacji oraz zainteresowań i które pozwalają przybliżyć Polakom szeroko pojętą kulturę niemiecką.
Dom Norymberski to na mapie Krakowa instytucja szczególna – zarówno pod kątem organizacyjnym, jego misji jak i zakresu realizowanych projektów.
Norymberga to chyba najbardziej znane miasto partnerskie Krakowa – związki obu miast liczą sobie ponad 500 lat, w wielu ważnych dla Krakowa miejscach znajdziemy dzieła sztuki czy rzemiosła artystycznego, których autorami byli norymberczycy. Z kolei Norymberga w drugiej połowie XX w. chcąc przełamać negatywne skojarzenia związane z miastem (ustawy i procesy norymberskie) podjęła szereg inicjatyw mających na celu tworzenie przyjaznych, międzynarodowych relacji. Jedną nich był Dom Norymberski, którego utworzenie stało się możliwe dzięki zmianie systemu politycznego w Polsce. Jego celem było i wciąż jest tworzenie przestrzeni do polsko-niemieckiego dialogu w obszarze kultury. Utworzenie Domu Norymberskiego w latach 90. było jedną z wielu działań na rzecz pojednania, służących wymianie myśli i łączeniu ludzi po długim okresie, kiedy żelazna kurtyna to uniemożliwiała. Jak wspominałam, w Norymberdze na podobnej zasadzie działa od lat Dom Krakowski. Domy te funkcjonują jako swego rodzaju kulturowe ambasady dwóch miast, ukoronowanie partnerstwa między nimi.
Jak widzi Pani swoją rolę oraz rolę Domu Norymberskiego na kulturalnej mapie Krakowa? Co jest dla Pani ważne w pracy dla tej instytucji?
Choć z punktu widzenia ilości zatrudnionych osób oraz budżetu Dom Norymberski jest instytucją mikroskopijną i jego status jako placówki zagranicznej sprawia, że część opcji finansowania projektów ze środków publicznych jest niedostępna, dzięki współpracy z innymi krakowskimi instytucjami kultury (np. Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej „Manggha” czy Festiwalem Conrada) od lat udaje się nam realizować projekty zakrojone na dość szeroką skalę. Także Urząd Miasta Krakowa dość przychylnie patrzy na naszą działalność i chętnie wspiera nas w działaniach kulturotwórczych. Jestem szczególnie dumna z partnerstwa z przedstawicielami rozmaitych placówek kulturowych oraz instytucji w Krakowie. To partnerstwo opiera się na budowanym przez lata zaufaniu i jest efektem zrealizowanych wspólnie projektów. Dla mnie osobiście najważniejszą sprawą jest podążanie za własnymi zainteresowaniami, tym, co mnie ciekawi, pociąga. Z tego rodzi się pasja, która z kolei pozwala pokonywać przeszkody czy ograniczenia, przekonywać innych do naszych pomysłów czy projektów, zarażać ich swoim entuzjazmem i wspólnie dążyć do wspólnego celu.
Czy na Pani drodze zawodowej były przeszkody lub ograniczenia (szeroko rozumiane, w tym zarówno systemowe, społeczne jak i własne, personalne), które musiała Pani pokonać, aby móc zrealizować swoje ambicje?
Gdy rozpoczynałam swoją karierę zawodową był to w Polsce czas przełomu, kiedy to dawne ograniczenia wynikające z systemu politycznego przestały funkcjonować i w ludziach istniała ogromna potrzeba doznań kulturalnych, ciekawość świata oraz cechowało ich otwarcie względem nowości płynących z krajów Europy Zachodniej. Z tej perspektywy, mimo ówczesnych ograniczeń materialnych czy merytorycznych sprawczość ludzi kultury była bardzo duża. W porównaniu z dzisiejszymi czasami dużo łatwiej było również zainteresować ówczesnych odbiorców i przyciągnąć ich uwagę. Za wszystkie projekty realizowane przez Dom Norymberski ponoszę pełną odpowiedzialność. Z jednej strony jest to ogromny komfort, gdyż nikt nie narzuca mi z góry zakresu tematycznego czy charakteru wydarzeń i to pozwala mi na dobór takich partnerów, którzy dzielą moją wizję i styl pracy. Z drugiej jednak samodzielne realizowanie projektów czy produkowanie wystaw to wyzwanie, gdyż stres (rozumiany jednak jako pozytywnie motywująca do działania siła) naturalnie wpisany jest w każdą pracę projektową. W moim przypadku to połączenie dobrze funkcjonuje i jest też źródłem satysfakcji.
Z jakimi „wielkimi” nazwiskami miała Pani okazję się zetknąć się w ramach swojej kariery zawodowej bądź organizowania wydarzeń czy wystaw?
Z oczywistych względów były to osoby z niemieckojęzycznego kręgu kultury. Miałam przyjemność gościć Toma Tykwera, reżysera, który międzynarodowe uznanie zyskał po premierze filmu „Biegnij Lola, biegnij” (1999), a także Doris Dörrie reżyserkę, scenarzystkę i producentkę filmową, która sławę zdobyła kinowym przebojem „Mężczyźni” z 1985 roku (film ten stał się najbardziej kasowym filmem niemieckim od czasów II wojny światowej). Z innych postaci o znaczącej pozycji w świecie filmu niemieckiego mogę wymienić Hansa-Christiana Schmida, reżysera takich filmów jak „Requiem” (2006) czy „Dom na weekend” (2012) a także Christiana Petzolda, któremu największy rozgłos przyniósł film „Barbara” (2012) nagrodzony Srebrnym Niedźwiedziem dla najlepszego reżysera na 62. MFF w Berlinie. Miałam także zaszczyt poznać wspaniałych niemieckich reżyserów teatralnych: René Pollescha, Armina Petrasa oraz Luka Percevala. Na moje zaproszenie, na Festiwal Conrada przyjechała Margarethe von Trotta, reżysterka oraz aktorka, która występowała m.in. w filmach Rainera Wernera Fassbindera oraz Volkera Schlöndorffa.
W ramach swojej kariery zrealizowała Pani co najmniej kilkaset projektów, w tym większość w ramach pracy dla Domu Norymberskiego. Który z nich był dla Pani wyjątkowy czy też najważniejszy w karierze i dlaczego?
Jeśli miałabym wybrać jeden myślę, że było byłby to „Krakow – Berlin XPRS” – polsko-niemiecki projekt performatywny z 2011 roku, którego byłam pomysłodawczynią i nad którym opiekę artystyczną objął wspomniany Armin Petras. To niecodzienne wydarzenie teatralne stanowiło chyba największe logistyczno-organizacyjne wyzwanie w mojej karierze, gdyż jego uczestnikami byli wszyscy, który znaleźli się na pokładzie pociągu trasy Kraków – Berlin bądź przebywali akurat na stacjach będących przystankami na trasie ekspresu. Do udziału w projekcie zaprosiliśmy lokalnych partnerów, którzy obok jego organizatorów: Narodowego Starego Teatru z Krakowa, Teatru im. Maksyma Gorkiego z Berlina i Domu Norymberskiego współtworzyli niezwykle bogaty program tego wyjątkowego przedsięwzięcia. Jego celem było zmierzenie symbolicznej i realnej odległości 529 km, jaka dzieli Kraków i Berlin, oznaczenie symbolicznych punktów na tej trasie, zwrócenie uwagi na miejsca, które stanowią metaforę naszej wspólnej polsko-niemieckiej historii.
Jedną z flagowych imprez kojarzonych powszechnie z Domem Norymberskim jest Tydzień Filmu Niemieckiego.
Tak, to zdecydowanie impreza, która zajmuje w moim sercu miejsce szczególne. Odbywa się nieprzerwanie do 1997 roku (wtedy jeszcze jako Tydzień Filmu Bawarskiego). To wydarzenie, na którym prezentujemy przegląd najlepszych (w ocenie organizatorów) filmów niemieckich ostatniego roku. Bardzo mnie cieszy, że ten festiwal niemieckiego kina stał się imprezą ogólnopolską i jego zasięg jest tak szeroki (przegląd organizowany jest co roku w 8-10 miastach Polski). Dziś impreza ta na dobre wpisała się w kalendarz wydarzeń kulturalnych, ale gdy rozpoczynaliśmy przygodę z Tygodniem ten obszar kultury niemieckojęzycznej nie był łatwy do zagospodarowania. W świadomości polskich widzów obecne było zaledwie parę nazwisk niemieckich twórców starszego pokolenia. Dzięki latom pracy myślę, że można uczciwie powiedzieć, że nastąpiła w naszym kraju popularyzacja filmów z niemieckiego obszaru językowego, zaś Tydzień Filmu Niemieckiego odegrał w tym procesie znaczącą rolę. Dodatkowo, sukces tej imprezy dał nam jako instytucji rozpoznawalność i renomę, która przekłada się na możliwość realizacji wielu innych projektów.
Co panią motywuje do codziennej pracy oraz pokonywania przeszkód w osiągnięciu założonych celi?
Myślę, że jest to moje osobiste zainteresowanie szeroko pojętą kulturą, a także wrodzona ciekawość świata oraz chęć uczenia się, odkrywania nowych zjawisk, tematów czy artystów. Bardzo motywująco działa na mnie możliwość przywracania należnej pamięci artystkom, których dokonania zostały zapomniane bądź pominięte. Z racji moich zainteresowań zwykle są to artystki niemieckie, choć nie tylko. To, że moje działania przyczyniają się do zaistnienia ich twórczości w świadomości widzów jest dla mnie bardzo ważne i zachęca mnie do wytężonej pracy w zakresie takiego ujęcia tematu, by przyciągnął jak największe grono osób. Moja praca daje mi okazję do rozwoju – ciągłego poszerzania wiedzy, do bycia kreatywną – wymyślania projektów, a także do bycia sprawczą – dzięki ich realizacji od początku do końca – wszystko to są również ważne czynniki mobilizujące mnie do codziennej walki z ewentualnymi przeszkodami.
Czy według Pani to właśnie te czynniki sprawiają, że jest Pani skuteczna w swoich działaniach, ze udaje się Pani osiągać to, co dla wielu stanowi wyzwanie?
Tak, kluczowa jest motywacja wewnętrzna mająca swoje źródła w autentycznej pasji, jaką jest dla mnie realizacja projektów w obszarze kultury. Oczywiście, aby w dzisiejszym świecie być skutecznym paja nie wystarczy – konieczny jest zestaw kompetencji „twardych”, o których mówiłyśmy wcześniej. Do samodyscypliny, umiejętności planowania, logicznego myślenia czy rozliczania finansów dołożyłabym także poczucie odpowiedzialności względem wszystkich, których dany projekt dotyczy (partnerów, sponsorów oraz odbiorców). Myślę też, że w osiąganiu celi ważna jest także nasza wiarygodność w środowisku, w którym działamy. Tę zaś buduje się stopniowo poprzez okazywanie zaufania oraz szacunku wszystkim, z którymi przyjdzie nam pracować oraz świadomym omijaniu osób, z którymi nie jest nam po drodze. O sukcesie projektu w dużej mierze decyduje dobór partnerów, którzy posiadają etykę pracy podobną do naszej.
W ciągu ostatniego półwiecza artystki przeszły długą drogę – od niemal całkowitej nieobecności w galeriach i muzeach, do bohaterek dedykowanych im indywidualnych i zbiorowych wystaw. Ma Pani w tym spory udział – w kierowanym przez Panią Domu Norymberskim organizowane są cykliczne wystawy z cyklu Herstoria Sztuki, a także inne wydarzenia ukazujące sztukę tworzoną przez kobiety oraz mówiące o tym, co dla kobiet ważne. Kobiety mają nawet specjalną zakładkę na stronie Domu Norymberskiego. Kiedy i jak pojawiło się u Pani zainteresowanie tematyką kultury, czy bardziej szczegółowo- herstorii sztuki/feministycznego wystawiennictwa?
Feministyczna świadomość i aktywizm obecne są w moim życiu od wczesnej młodości, sporo doświadczeń zyskałam w tym względzie dzięki pobytowi w Berlinie tuż po studiach. W Krakowie, jeszcze w latach 90. zetknęłam się z Fundacją Kobiecą eFKa i wydawanym przez nią pismem „Zadra”, z działalnością Sławy Walczewskiej, ikony polskiego feminizmu i autorki kultowej książki „Damy, rycerze i feministki” (1999) i aktywnością Beaty Kozak. Impulsem mobilizującym mnie do podjęcia działań w zakresie wystawiennictwa sztuki feministycznej w Domu Norymberskim było spotkanie z artystką Iwoną Demko. Gdy zobaczyłam w MOCAK-u jej trójwymiarową wizytówkę z adresem strony internetowej, wiedziałam, że bardzo chciałabym móc zaprezentować jej prace na wystawie w Domu Norymberskim. W 2013 roku udało się zrealizować projekt zestawiający prace Iwony (bogato ozdobione poduszki, z których wyłaniają się waginalne formy) z dziełami norymberskiej artystki Gerlinde Pistner, która z w swoich pracach eksploruje tematykę kobiecego biustu. Spotkanie z Iwoną zapoczątkowało serię wystaw, performance’ów i innych wydarzeń z obszaru feministycznego wystawiennictwa (m.in. cykl „HERstoria Sztuki”), zaś rozmowy z Iwoną były dla mnie świetnym źródłem inspiracji.
Jakie są Pani cele i marzenia w obszarze Pani profesji (w tym herstorii sztuki/ feministycznego wystawiennictwa)? Co chciałaby Pani jeszcze osiągnąć w ramach swojej kariery zawodowej?
Marzą mi się duże, przekrojowe projekty wystawiennicze, lecz by je zrealizować niezbędne jest z jednej strony posiadanie odpowiedniej przestrzeni, a z drugiej przekonania muzeów, które posiadają interesujące mnie zbiory do ich wypożyczenia. Nie jest to zatem zadanie łatwe. Jest kilka artystek, które bardzo cenię i które chciałabym odkryć dla polskiego widza. Jedną z nich jest Jeanne Mammen niemiecka malarka, graficzka i ilustratorka okresu weimarskiego. Była to bardzo wszechstronna artystka, która na początku swojej kariery tworzyła prace w duchu postekspresjonistycznym (podobnie jak np. George Grosz). Dokumentowała w swoich obrazach fascynujący świat rewii, kabaretów i nocnego życia Berlina złotych lat 20., ale wykonywała także ilustracje dla kobiecych magazynów prezentujące kolekcje ówczesnych domów mody. Po wojnie działała aktywnie w jednym z pierwszych literacko-artystycznych kabaretów Die Badewanne. Tworzyła scenografie i lalki do prezentowanych tam scen i skeczy teatralnych. Po wojnie jej malarstwo stało się bardziej abstrakcyjne, ale nie mniej ciekawe. Jej twórczość fascynuje mnie od dawna, jak cały okres Republiki Weimarskiej i bardzo się cieszę, że kilka lat temu mogłam zobaczyć jej dużą indywidualną wystawę w Berlinie, bo wcześniej znałam jej prace z reprodukcji i kilku obrazów znajdujących się w kolekcji Berlinische Galerie. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś doprowadzić do tego, by również widzowie w Polsce mogli zapoznać się z jej dziełami.
Na jakie wystawy i inicjatywy Pani czeka bądź chciałaby zobaczyć w Polsce?
Jak wspominałyśmy w ostatnich latach na świecie odbyło się kilka ciekawych wystaw ukazujących przekrojowo sztukę tworzoną przez kobiety np. prezentujące dzieła fotografek (w Nowym Jorku), surrealistek (w Frankfurcie), kobiet secesji (w Wiedniu) czy kobiet Bauhausu (w Berlinie). I choć pojawiło się na nich sporo znanych nazwisk, wciąż wiele artystek czeka na szersze uznanie. Marzy mi się podobna przekrojowa wystawa w Polsce, najlepiej w Muzeum Narodowym, prezentująca sztukę polskich artystek działających na przestrzeni XX wieku i sytuująca je w kontekście ich europejskich czy amerykańskich rówieśniczek oraz ówczesnych trendów.
Co poradziłaby Pani młodym kobietom wchodzącym na rynek pracy i poszukującym swojej drogi zawodowej? O czym warto, by pamiętały one na co dzień realizując swoje pasje i ambicje?
Na pewno radziłabym, aby nie poddawały się mimo napotkanych trudności – to normalne, że droga do celu potrafi być niekiedy wyboista. Porażki są częścią życia i tylko od nas zależy czy będziemy w stanie wyciągnąć z nich odpowiednie wnioski i odpowiednio kształtować kierunek naszego rozwoju zawodowego dzięki nim. Zawsze warto spoglądać w głąb siebie, szukać tego, co sprawia nam radość i jest naszą pasją – jeśli uda się nam wykorzystać ten naturalnie tkwiący w nas potencjał w ramach pracy zawodowej to z pewnością wcześniej czy później przyniesie nam to satysfakcję. Nie twierdzę, że to zadanie łatwe, ale na pewno warto próbować. Z mojego doświadczenia wynika, że pozytywna energia, zaangażowanie i wewnętrzne przekonanie co do słuszności obranej drogi są zaraźliwe (śmiech) – pomagają pociągnąć za nami innych oraz realizować nawet bardzo ambitne cele. Być może nie wydarzy się to od razu, na efekty trzeba będzie poczekać, ale autentyczność i szczerość zawsze popłacają i sprawiają, że w naszym otoczeniu pojawiają się ludzie, którzy doceniają nasze działania. W efekcie przychodzi satysfakcja wewnętrzna i spełnienie. Warto stale rozwijać umiejętności niezbędne do realizacji projektów w dzisiejszym świecie, obserwować jak robią to inni, a także stawiać sobie (zwłaszcza na początku kariery) realistyczne cele. Warto zacząć od małych rzeczy, stopniowo zbierać doświadczenia i tym samym wiedzę o swoich preferencjach i predyspozycjach. Dobrze jest, zwłaszcza na początku, działać wielotorowo – próbować różnych typów pracy w ramach wolontariatów czy staży, aby przekonać się co nam najbardziej odpowiada.
Strona internetowa Domu Norymberskiego
Wywiad przeprowadziła Beata Pałac.