Nasze Poruszenia: „Przewodniczki. Jak na gruzach komunizmu budowałyśmy równy świat”, Ann Snitow

Na początku bardzo serdecznie pozdrawiam Piotrka, który w swoim wcześniejszym wpisie wezwał mnie do tablicy!

“Przewodniczki” to lektura obowiązkowa dla każdej osoby feministycznej, kobiecej i sojuszniczej. Posunęłabym się nawet o krok dalej, stwierdzając, że powinna to być lektura obowiązkowa w szkołach, autorka barwnie i szczegółowo opisuje bowiem początki społeczeństw obywatelskich po upadku reżimu komunistycznego.

Długo zwlekałam, zanim sięgnęłam po tę lekturę. Kiedy zaczynałam czytać tę książkę, towarzyszył mi lęk, że będzie to kolejna pozycja pełna pustych frazesów o wolności, napisana z pozycji wszystkowiedzącej wybawczyni z Zachodu. Z radością spieszę jednak z informacją, że nic bardziej mylnego!

Autorka bardzo często odwiedzała Europę, jeszcze tę sprzed transformacji, a potem już tę nową, niezależną, a zarazem zjednoczoną. To tutaj, w Krakowie, spoczywają jej prochy. Ann uważała, że sukces feminizmu nie zależy od właściwej postawy ideologicznej, ale od spotkań z ludźmi. To właśnie te spotkania są przedmiotem opowieści. Jej książka to bardzo intymny opis osób, miejsc i wydarzeń, jakie towarzyszyły rewolucji feministycznej w Europie Środkowo-Wschodniej.

Snitow w niezwykle czuły sposób opisuje życie wewnętrzne swoich bohaterek, przybliżając nam ich przemyślenia i zmagania w obliczu ogromu pracy, jaką wykonywały, oraz konsekwencji, z jakimi się mierzyły. Jednak to właśnie jej niepewność, pytania o sens jej pracy, emocje, które nią targają, sprawiają, że zaczynam jej ufać. Bardzo rozbawił mnie przytoczony przez nią fragment dialogu z chorwacką dziennikarką Slavenką Drakulć, w którym Ann pyta: “Czy nie zostaniemy uznane za imperialistki, ponieważ przekażemy wam pieniądze?”, a Slavenka odpowiada: “Mężczyźni pomagają sobie nawzajem, tyle że określają to inaczej: nazywają to ‘polityką’”.

Być może pewne rzeczy pozostają niezmienne.

Poruszało mnie także czytanie o osobach, które znam osobiście. Uświadomiłam sobie nie tylko to, jak bardzo skomplikowana jest historia polskiego feminizmu, ale także jak krótka. Mamy ogromne szczęście, że są wśród nas one: aktywistki, feministki, lesbijki, przewodniczki. Pełne nadziei, konsekwentne i odważne kobiety, takie jak Sławka Walczewska czy Małgorzata Tarasiewicz, które wtedy, u schyłku komunizmu, bardzo świadome swojej pozycji społecznej, miały chęć budowania lepszego jutra dla nas wszystkich. To dzięki nim tu jesteśmy!

Chodź czasem mam wrażenie, że mówimy zupełnie innym językiem, to po lekturze “Przewodniczek” jestem przekonana, że przyświeca nam ten sam cel. Czuję się mega szczęśliwa, że mogę być częścią tego feministycznego fermentu.

Dzieje się herstoria! Inny świat jest możliwy!

Marta Grabowska