Nasze Poruszenia: „Chłopki”, Joanna Kuciel-Frydryszak

Jest to opowieść o naszych babciach, prababciach, przodkiniach.  O ich życiu, które zostało ukryte w opowieściach rodzinnych albo częściej ich braku, przemilczeniu. Historie, których próżno szukać w podręcznikach szkolnych mówiących o „wielkich” wydarzeniach: bitwach, zwycięstwach, polityce i życiu klas najwyższych. A przecież jest to historia rodziny prawie każdej z nas.

Joanna Kuciel-Frydryszak rekonstruuje życie kobiet wiejskich, chłopek. Staje przed wyzwaniem, jak opisać życie osób, o których prawie nic nie wiadomo. Rozmawia ze starszymi kobietami oraz ich potomkiniami, przegląda pamiętniki lekarzy oraz nauczycieli wiejskich, w których opisywali życie osób ich otaczających, przekopuje się przez listy, pamiętniki kobiet. Rekonstruuje ich historie na podstawie skąpych faktów zapisanych w dokumentach.

Czytając „Chłopki”, byłam zafascynowana i przytłoczona, to książka, która od samego początku zrzuca nas z krzesła i trzyma przy samej ziemi. Ostatnio pojawia się coraz więcej książek o historii ludowej czy chłopach, jednak autorka postanowiła przyjrzeć się kobietom. Choć nikt z warstwy ludowej nie miał lekkiego życia, to kobiety, które były odpowiedzialne za dzieci, porządek, wyżywienie rodziny –  jednocześnie ciężko pracujące, przechodzące kolejne ciąże, chorujące i nieraz będące ofiarami przemocy domowej – często są w tej historii pomijane.

Autorka pokazuje historie tych kobiet z wielu perspektyw, ukazując jak od najmłodszych lat były przytłoczone pracą i opieką nad rodzeństwem, a ich chęć nauki bywała ograniczona: lepiej przecież wykształcić syna. Przygląda się opowieściom emigrantek, które – chcąc zarobić na życie i posag – musiały wyjeżdżać do pracy za granicę, często zostawiając w domu małe dzieci. Bez znajomości języka narażone były na wyzysk i molestowanie ze strony pracodawcy. Zauważa, że kobiety często były elementami wymiany handlowej, wydawane za mąż, to znaczy sprzedawane za kilka morgów ziemi albo krowę. Pozbawione swojej własnej sprawczości. Pokazuje historie „zbędnych”, czyli kobiet, których nikt nie potrzebował: schorowanych, wdów, kolejnych córek czy sierot. Historie osób, które były piętnowane za aborcje, żyjąc w ubóstwie i głodzie: choć sąd unieważniał proces, zaznaczając, że oskarżona nie byłaby w stanie wyżywić kolejnego dziecka, Kościół potępiał. Opowieść o ciele, które było zupełnie ignorowane, które jadło jedynie kapustę, chleb i ziemniaki (bardzo często zgniłe).

W „Chłopkach” szczególnie poruszająca była dla mnie niezwykła siła tych kobiet. Ale również ich potomkiń, które były w stanie zmierzyć się z ciężkim dziedzictwem. Autorka pokazuje, że głód, ciężkie doświadczenia codzienności, przemoc zapisuje się w naszych zachowaniach jako dziedziczona trauma, przechodząc na kolejne pokolenia. Dlatego jest to książka tak ważna, mówi bardzo dużo o nas. Narracje sprzed stu lat o kobietach wiejskich bardzo często przypominają współczesne, oczerniające, oceniające.

Szczególnie poruszający był dla mnie fragment, w którym autorka przytacza odpowiedzi z ankiety, którą przeprowadził Wilhelm Kalita, nauczyciel z Pokucia, pytając swoje uczennice, o jakiej przyszłości marzą. Jedna z nich odpowiedziała: „Chciałabym być krową i dawać mleko, bo dobrze by mi było w domu”, co nauczyciel kwituje słowami: „Czy tylko jej? Zapewne i wielu innym dzieciom byłoby lepiej, gdyby były inwentarzem. Więcej by o nie dbano, bardziej odczuwano by ich stratę”.

Agata Kokoryn