Wywiad z Margaritą Dyushko

W listopadzie w przestrzeni Sceny Supernova w Krakowie zostanie otwarta wystawa prac Margarity Dyushko, białoruskiej artystki z Mińska tworzącej w stylu ekspresjonistycznym, pt. „Maci. Jana jašče tut | Mother. She’s still Here”. 

Prezentowany cykl obrazów powstał w tym samym czasie, gdy w ciele artystki rodziło się nowe życie. Improwizacja, kontekst XX i XXI wieku oraz macierzyństwo to główne elementy twórczości Margarity.

Kuratorką wystawy jest Valeryia Kaliha

„Wszystkie prace prezentowane na wystawie nazwałam dla siebie ‚Czarne czasy’. Są to wszystkie najtrudniejsze rzeczy, które mi przeszkadzały, które się we mnie nagromadziły. Można to porównać do sytuacji, kiedy nie możesz wyjść do lasu, żeby krzyczeć, ale możesz rysować. Oczywiście te prace powstawały pod wpływem bardzo ciężkich emocji i obaw o to, co dzieje się w świecie zewnętrznym. A macierzyństwo, które pojawiło się w moim życiu, dało mi też ładunek osobistej odpowiedzialności. Zderzając się z rzeczywistością, zdajesz sobie sprawę, że musisz poradzić sobie z tym, co jest w środku i z tym, co dzieje się na zewnątrz”.

Wystawa powstała przy wsparciu Sceny Supernova, Fundacji Muzeum HERstorii Sztuki, biżuterii Skylark i muzyki Morbid Kvlt.

Z Margaritą Dyushko rozmawiała Marta Grabowska.

Marta Grabowska: Jak macierzyństwo wpłynęło na Twoje twórcze podejście i wybór tematów w Twojej sztuce?

Margarita Dyushko: Stałam się o wiele bardziej świadoma. Macierzyństwo znacznie zwiększyło moje poczucie odpowiedzialności, tolerancji i wielu innych cech. I oczywiście dało silny impuls do rozwoju głównego tematu mojej pracy – bezcennego daru, jakim jest ludzkie życie.

Zawsze wiedziałam, że nikt nie ma prawa odbierać życia innej osobie. Zawsze zdawałam sobie sprawę z tego, że wszyscy jesteśmy bezbronni. Ale odkąd urodziłam syna, poczułam, jak trudno jest dawać to życie i jak bardzo jest ono kruche. Czuję to każdego dnia: jak kruche są nasze ciała, jak bezbronne są nasze dusze. Dopóki człowiek nie dorośnie, nie stanie się silniejszy fizycznie i psychicznie, wiele razy pokona choroby, potknie się, wiele razy poczuje ból i rozczarowanie. A kiedy dorośnie, czy nauczy się być człowiekiem w tak niezdrowym świecie? Czy będzie w stanie żyć bez strachu, nie tracąc całego tego dobra, które staram się w nim zaszczepić? Czy nie straci „mamy” w swoim sercu?

MG: Czy widzisz jakieś podobieństwa między doświadczeniem macierzyństwa a procesem tworzenia dzieł sztuki? 

MD: Oczywiście, że tak. Ale widzę też ogromną różnicę. Moje obrazy wychodzą z mojego ja, są też moimi dziećmi. Wyrastają z mojej świadomości i podświadomości, korzystam ze zgromadzonego doświadczenia i wiedzy, czasem wbrew wszelkim przeciwnościom, podejmując ryzyko. Kocham moje obrazy, widzę ich zalety i wady. I oczywiście chcę, żeby mogły się zadomowić w życiu, kiedy dorosną.))) Ale kiedy je tworzę, właściwie nie stawiam sobie takiego celu. Ważne jest dla mnie, aby byli przede wszystkim uczciwi, aby nie kłamali i nie dostosowywali się, tracąc swoją istotę w imię akceptacji innych. Tak samo jest z dzieckiem.

Jest jednak ogromna różnica: moja kreatywność to obszar aktywności kontrolowany przeze mnie, z macierzyństwem jest inaczej.

Dziecko to żywa, niepowtarzalna osoba, z własnym temperamentem, preferencjami, potrzebami. Nie mogę stworzyć jego osobowości, mogę jedynie wpływać na ten proces. A mój wpływ z czasem będzie malał. I to jest normalne. Nie zawsze też jestem w stanie przewidzieć jego pragnienia, przewidzieć wszystkie okoliczności i prawie za każdym razem nie wiem na pewno, jak postąpić w tej czy innej sytuacji.  Muszę podejmować decyzje szybko i pewnie, mając nadzieję, że będą słuszne. A jeśli nie, nie można ich po prostu zamalować nową warstwą.

MG: Jakie wyzwania napotyka artystka, która eksploruje tak intymne i emocjonalne tematy w swojej twórczości?

MD: Moja twórczość nie jest popularna. W większości ludzie nie lubią złych rzeczy. Każdy lubi coś dobrego, afirmującego życie: o naturze, harmonii, kotach i kwiatach. Ale pracuję tylko nad tematami, które mnie ekscytują. I nie ma tu dla mnie żadnych trudności: trzeba tylko nie okłamywać samego siebie. Ogólnie rzecz biorąc, moją główną trudnością jest zrównoważenie czasu i zasobów. Cóż, moje stawy też bolą, oraz farby są drogie)))

MG: Czy widzisz swoją sztukę jako rodzaj terapii lub procesu przetwarzania trudnych emocji, zarówno dla Ciebie, jak i dla innych?

MD: Oczywiście! Gdyby nie malowanie, zwariowałabym! Malowanie to złożony, wielowymiarowy proces poznawania siebie poprzez otaczający świat i świata poprzez siebie. Ale przede wszystkim jest to bezpieczny sposób na rozładowanie ładunku emocjonalnego, nie niszcząc, ale tworząc.

Mam nadzieję, że pomogą one również widzowi wyznać coś samemu sobie, przepracować własne punkty bólu, przeżyć ból bez uciekania od niego. Płakać, krzyczeć lub gniewać się na mnie. Może pomoże to komuś znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania. A może nie. Nie mam odpowiedzi, tylko pytania. Ale może dzięki temu będzie łatwiej.

MG: W jaki sposób Twoja perspektywa kulturowa, perspektywa Białorusinki  kształtują Twoją twórczość? 

MD: Kiedy byłam studentką, spotykałam się z nauczycielami, którzy mówili, że malarstwo nie jest zajęciem dla kobiet. Że dziewczyny powinny siedzieć w domu, rodzić dzieci i gotować barszcz. Raz nawet dostałam protekcjonalną pochwałę pod swoim adresem: „Och, masz męskie rozumienie malarstwa, możesz się przydać”.

Zostałam wychowana na silną i niezależną kobietę i takie stwierdzenia wydawały mi się śmieszne i niedorzeczne. Dopóki nie zdałam sobie sprawy, że taki wektor myślenia ma wiele osób. Teraz to już nie jest śmieszne, to smutne.

I jak już wcześniej powiedziałam, ludzie nie lubią złych rzeczy. Szczególnie nie lubią zła z rąk kobiet.

W naszym społeczeństwie kobiety istnieją dla ozdoby i komfortu męskiego ego. Gdybym nie poruszała tematów życia i śmierci, nie zadawała niewygodnych pytań w mojej sztuce, ale malowała obrazy, które ozdabiają, inspirują komfort i dobre samopoczucie, odniosłabym większy sukces jako artystka. Byłoby to zgodne z patriarchalnymi wyobrażeniami, na których wychowała się większość mężczyzn i niestety kobiet.

Ale w żaden sposób nie chcę obrazić tych, którzy pracują nad innymi tematami. Mają do tego pełne prawo i mogą kierować się zupełnie innymi motywami.

A moje teksty nie są ani o męskości, ani o kobiecości. Są po prostu pisane z perspektywy mojej pozycji jako mamy. Mamy mieszkającej tutaj. I chciałabym, aby każdy, bez względu na status społeczny, płeć, gender czy narodowość, patrzył z tej perspektywy.

MG: Czy uważasz,ze Twoja sztuka jest politycznie zaangażowana? 

MD: Nie. Piszę o czymś, o czym pisało i mówiło tak wiele osób przede mną. I nikt mnie o to nie prosił, tak przy okazji 🙂

Moja praca dotyczy uniwersalnych ludzkich problemów. Niestety, istnieją one przez cały czas. Wszystko się zmienia, ale te problemy pozostają. Dlatego w moich pracach nie ma konkretnych miejsc zdarzeń czy znaków czasu.  Bo chodzi o to, co mają w głowie. A każda polityka to tylko wierzchołek góry lodowej zakorzenionych systemów relacji.

Galeria Teatru Scena Supernova, 4.11 24.11.2023, otwarcie 4.11.2023 godzina 18:00