Wojciech Tochman, to dla mnie, niekwestionowany mistrz polskiego reportażu. Precyzja, z którą posługuje się językiem, powoduje, że jego teksty są emocjonalnie rozdzierające. W swojej książce „“Historia na śmierć i życie” rekonstruuje jedną z najgłośniejszych spraw kryminalnych w Polsce. Historia ta stanowi punkt wyjścia do szerszych rozważań na temat sprawiedliwości, płci mordercy i systemu sądownictwa, prowadząc do zatarcia granicy między morderczynią a ofiarą.
Aby dobrze zrozumieć ten tekst, konieczne jest poznanie kilku faktów. Reportaż omawia sprawę Moniki Osińskiej „“Osy”, pierwszej kobiety skazanej w Polsce na karę dożywocia. Bohaterka, jako nastolatka, wraz z kolegami z klasy, wzięła udział w brutalnym morderstwie. Choć sama nie zadała śmiertelnych ciosów, jej udział w zajściu oraz pozostawienie ofiary bez pomocy zostały uznane przez sąd.
Kiedy zestawiam w swojej głowie obrazy mordercy oraz maturzystki, pojawiają się tak odmienne sylwetki, że nie jestem w stanie ich ze sobą połączyć. Kontrast ten wywołuje duży dyskomfort. Monika była młoda, miała 17 lat, do tego była atrakcyjna, inteligentna i lubiana, i wzięła udział w morderstwie. Dużo mniej wystarczy, by kogoś znienawidzić. Bardzo szybko zaczęły to wykorzystywać media, budujący obraz potwora, zdolnego do najgorszej zbrodni. Kobieta przecież jest potulna, łagodna, czuła i troskliwa, kobieta nie zabija. A tu „“grzeczna dziewczynka” wymknęła się spod kontroli, no i proszę, co narobiła.
Czy w takiej sprawie możemy zachować granicę między wymiarem sprawiedliwości, a osądem społecznym? Czy wydając wyrok, można opierać się na faktach, a nie społecznych nastrojach i oczekiwaniach? „“Historia na śmierć i życie” to niezwykle aktualny tekst, który w brutalny sposób obrazuje, że kobiety podlegają karze, nie tylko za to, czego dokonują, ale również za to czy, i w jakim stopniu, wywiązują się ze zobowiązań, wynikających z płci. To również studium lęku społecznego, etiuda kina moralnego niepokoju –- zbrodnia, która budzi strach, musi zostać natychmiast ukarana, nie ma miejsca na niejednoznaczność i zadawanie pytań.
Dużą część swojego tekstu Tochman poświęca karze dożywocia, bo taki wyrok usłyszała nastolatka. Triumf państwa prawa, każdą winę czeka kara, państwo jest silne, każdy podlega temu samemu prawu, symbol sprawności sądownictw po 1989 roku. Dożywocie oznacza, że sąd nie miał żadnych wątpliwości, co do motywów i przebiegu zbrodni, a także, że żadne z trójki skazanych siedemnastolatków, nie dawało najmniejszych nadziei na resocjalizację.
Właśnie dlatego ten reportaż jest niewygodny, zadaje pytania, na które nie ma dobrych odpowiedzi, albo jest ich zbyt wiele. Stawia nas w kłopotliwej sytuacji empatyzowania z morderczynią, pokazuje ułomność wymiaru sprawiedliwości oraz ludzką bezwzględność.
Książka jest przepełniona ideą humanizmu, w środku mamy kobietę ze wszystkimi jej wadami i ułomnościami, ale także ze wszystkimi stereotypami, rolami i zawiedzionymi nadziejami. Nie jest przedstawiona jako dobra czy zła bohaterka, jest po prostu Moniką Osińską, nastolatką, która wzięła udział w morderstwie.
W reportażach Tochamana nic nie jest proste, ani jednoznaczne, nikt nie wskazuje palcem, co mamy czuć i co myśleć. Te teksty pracują długo po ich przeczytaniu, uwierają i niepokojąco prowadzą nas ku wnioskom, że nie ma jednej prawdy.
Martyna