Jak One To Robią: Wywiad z Joanna Nowarską

Wywiad z Joanną Nowarską, współzałożycielką Fundacji Spacer i Kiosku, strateżką marki i badaczką.

Jesteś współzałożycielką (wraz z Natalią Pawlik) Fundacji Spacer. Jakie motywacje przyświecały Wam przy jej założeniu?

Założyliśmy ją po to, aby umożliwić wymianę doświadczeń między twórczyniami i twórcami a krakowską publicznością. Wszystko zaczęło się od wielogodzinnych spacerów po Krakowie, na które chodziłam z Natalią (wtedy w ciąży ze swoim drugim dzieckiem). Był to w życiu nas obu specyficzny moment, kiedy czułyśmy, że chciałybyśmy zrobić coś więcej, coś fajnego i altruistycznego dla innych. Spróbowałyśmy zidentyfikować nasze kompetencje i wiedzę i wymyślić jak można przekazać je dalej, tak, by inni mogli z nich skutecznie skorzystać. Najpierw skrystalizowała się idea Kiosku, czyli fizycznego miejsca (realnego budynku kiosku), którego stałyśmy się współwłaścicielkami i w którym zaczęłyśmy udostępniać przestrzeń dla każdego, kto tworzy i chciałby swoją twórczość zaprezentować szerszej publiczności. Z czasem dojrzałyśmy do pomysłu założenia fundacji i wówczas jej nazwa – Spacer – przyszła naturalnie. 

Jakie cele stawiałyście sobie przy zakładaniu Fundacji?

Oficjalnie jej celem jest  prowadzenia działalności oświatowo – kulturalnej, szczególnie w zakresie wspierania, promocji i pomocy w rozwoju twórców i twórczyń w ich działalności twórczej. Jednym z naszych nadrzędnych założeń było przekonanie, że chcemy, żeby działania fundacji były bezpłatne. Celem Fundacji Spacer jest opowiadanie historii ludzi, którzy nam zaufają i pokażą swoje prace w Kiosku. Dzięki naszym działaniom mamy nadzieję uchylić drzwi do świata twórczości: tej profesjonalnej i tej tworzonej dla przyjemności. Wyobrażamy sobie, że takie otwarcie może pomóc twórczyniom, twórcom i publiczności dowiedzieć się więcej o sobie nawzajem i nawiązać dialog.

Fundacja jest nierozerwalnie związana z Kioskiem, to od niego wszystko się zaczęło. Piszecie na jego facebookowej stronie, że to miejsce z misją wspierające sztukę i spacery. Kiedy, jak i gdzie rozpoczęła się historia Kiosku?

Kiosk przy Rynku Podgórskim 8 pojawił się w naszym życiu dzięki Bartkowi, mężowi Natalii, który któregoś dnia zauważył, że jest on na sprzedaż i spontanicznie zaproponował jego zakup. Decyzja zapadła w ciągu kilku dni i nieco niespodziewanie we trójkę staliśmy się właścicielami Kiosku. Wkrótce stał się on przestrzenią, w której mogliśmy realizować nasze marzenie – dzielić się swoimi umiejętnościami i doświadczeniem, ale także czasem i zasobami finansowymi, którymi wtedy dysponowaliśmy z osobami twórczymi, które – gdyby nie oferowana przez nas przestrzeń w Kiosku – nie miałyby szansy zaprezentować swoich dzieł publicznie. 

Kiosk od początku pomyślany był jako eksperyment, rodzaj testu. Jak patrzysz na niego z perspektywy ponad trzech lat jego istnienia?

Kiosk to zdecydowanie jedna z najpiękniejszych przygód mojego życia, z którą wiążą się niezwykle ciepłe wspomnienia. Ale nie zawsze było różowo (śmiech). Pierwszym momentem, kiedy ten eksperyment – czyli działanie pro-bono na rzecz osób twórczych – zaczął ścierać się z rzeczywistością było zrozumienie, że wiele osób w naszym otoczeniu oczekuje od nas, że w którymś momencie zaczniemy czerpać zyski z działalności w Kiosku, co, jak wspomniałam, nigdy nie było naszym celem. Zrozumieliśmy, że musimy lepiej tłumaczyć, na czym polega działalność Fundacji i jakie wartości przyświecają nam przy udostępnianiu Kiosku osobom tworzącym. Nawet oni zresztą często zakładali, że będą musieli zapłacić za wykorzystanie przestrzeni w Kiosku na swoje działania twórcze. 

Zauważyłam, że celowo nie używasz określeń takich jak „artysta”, „sztuka”, „kurator” czy „galeria” w kontekście działalności Kiosku. Dlaczego?

Tak, naszą grupą docelową zawsze były osoby tworzące, nie artyści przez duże A. Zależało nam na tym, by nie wchodzić w hermetyczny świat wystawiennictwa, dlatego postanowiliśmy nie używać słowa „galeria” w odniesieniu do działalności Kiosku, a także nie stosować żadnych kryteriów względem tego kto może lub nie może prezentować w jego przestrzeni swoich dzieł. Świadomie zaczęliśmy używać określenia „twórczość” (a nie „sztuka”), ponieważ uznaliśmy je za dużo bardziej inkluzywne. A na otwartości i demokratycznym podejściu zależało nam szczególnie, ponieważ chcieliśmy dotrzeć do wszystkich osób tworzących niezależnie od tego czy uważają siebie za profesjonalistów czy amatorów. Ponieważ środowisko wystawiennicze jest bardzo hermetyczne, możliwość zaprezentowania swoich prac w galeriach sztuki jest dla większości twórców poza zasięgiem, pragnęliśmy stworzyć miejsce będące przeciwieństwem takiego podejścia. Miejsce w pełni egalitarne w podejściu do prezentowanych tematów, medium czy stylistyki. Miejsce, w którym moglibyśmy zbliżyć świat twórców ze światem publiczności, często takiej, która sama z siebie nie wybrałaby się do galerii, ale, np. przy okazji spaceru, do Kiosku już prędzej (śmiech). Wymyśliłyśmy nawet z Natalią w tym celu nowy czasownik „kuratować”, którego używałyśmy w stosunku do twórczości prezentowanej w Kiosku. To specyficzne połączenie słów „ratować” oraz „kurator” świetnie oddaje nasze intencje – chęć uratowania twórczości, dla której mogłoby nie być miejsca w galeriach, od zapomnienia. 

Język, jakiego używamy w stosunku do twórczości ma znaczenie.

Tak – zauważyliśmy, że używanie słowa „galeria” w odniesieniu do działań Kiosku powodowało u naszych rozmówców (twórców) lawinę skojarzeń, założeń i wymagań zarówno względem siebie jak i względem nas. Rezygnacja tylko z tego jednego słowa znacząco zmieniała podejście osób tworzących do prezentacji ich dzieł i zdejmowała z nich presję generowaną przez hermetyczne środowisko artystyczne (artystowskie). Pozwoliło mi to uświadomić sobie jak cienka jest granica między otwarciem a zamknięciem na całą masę ciekawych, twórczych jednostek – wystarczyło przestać mówić, że Kiosk to galeria. 

Jednocześnie w Kiosku była prezentowana również twórczość osób, które sztuką zajmują się „zawodowo” tj. wystawiają swoje prace w profesjonalnych galeriach sztuki i sprzedają swoje prace. Jedną z takich osób była znakomita malarka Dominika Fedko-Wójs. Mam nadzieję, że to dowodzi, iż byliśmy w stanie zrealizować ideę pełnej demokracji, braku ograniczeń, jeśli chodzi o typ prezentowanej w Kiosku twórczości. 

Jak zaczęła się Wasza współpraca z osobami tworzącymi i pokazującymi swoje prace w Kiosku?

Początkowo osobami, które prezentowały swoją twórczość w Kiosku byli nasi znajomi, z czasem, gdy wieść o Kiosku rozeszła się po mieście, sporo osób zgłaszało się do nas samodzielnie. Zwykle prace twórców prezentowane były w cyklach dwutygodniowych; każda osoba przejmująca Kiosk otrzymywała od nas kwiaty, organizowane było też zawsze oficjalne otwarcie prezentacji swoich prac (nazywaliśmy to wydarzenie „przejęciem Kiosku”), Bartek robił dokumentację fotograficzną wydarzenia. W ciągu tych kilku lat zdarzyło się wiele poruszających historii – jedna z nich dotyczy okoliczności towarzyszących przejęciu Kiosku przez Marcina Krawczuka, jednego z pierwszych „okupantów” Kiosku. Marcin, rodowity Podgórzanin, który pamiętał Kiosk jeszcze z czasów swojego dzieciństwa (funkcjonował on wtedy jako warzywniak), i który pracuje na co dzień w Urzędzie Miasta Krakowa, przechodząc któregoś dnia koło niego, zaintrygowany plakatami “reklamowymi” na jeszcze pustym Kiosku, zapytał nas o przyświecające nam intencje. Po wyjaśnieniach okazało się, że ma „w szufladzie” sporo obrazów, które chętnie u nas zaprezentuje. Wiem, że po Kiosku wystawiał swoje prace w innych miejscach, więc mam nadzieję, że udało nam się przyczynić do otwarcia mu drogi do szerszej prezentacji twórczości. Przykład przejęcia Kiosku przez Marcina idealnie wpasowywał się w zamysł, który leżał u podstaw stworzenia Kiosku – lokalny, twórczy człowiek pokazuje swoje prace w miejscu, które jest blisko jego przestrzeni życia i zyskuje szansę na pokazanie swojej działalności szerszemu gronu osób. Inna wspaniała historia związana jest z przejęciem Kiosku przez Weronikę Kuc, która przyjechawszy ze swoimi obrazami z Warszawy oznajmiła nam, że stworzyła je specjalnie z myślą o pokazaniu ich w Kiosku i że wizja ta skłoniła ją do powrotu do malowania, którego nie uprawiała od jakiegoś czasu (z zawodu jest projektantką). Tego typu zdarzenia wspaniale wpisywały się w idee, które przyświecały mi przy zakładaniu Kiosku i Fundacji i dawały mi mnóstwo radości i pozytywnej energii.

Akurat obie te historie dotyczą prezentacji malarstwa, ale Kiosk bynajmniej nie ogranicza się do jednego rodzaju twórczości.

Zdecydowanie, nigdy nie chcieliśmy zamykać się na jedną dziedzinę twórczości i myślę, że udało się nam ten cel osiągnąć. Przed wspomnianym Marcinem Krawczukiem, Kiosk otworzył Krakers, który przez tydzień okupował Kiosk realizując swój projekt muzyczny w ramach Cracow Art Week. Prezentowaliśmy też grafiki, pająki słowiańskie (słomiane kolorowe konstrukcje wieszane tradycyjnie w chatach chłopskich), organizowaliśmy w Kiosku warsztaty tworzenia masek słowiańskich z gliny a także przedstawienia teatru improwizacyjnego z muzyką jazzową na żywo. Jadzia, barmanka z Pięknego Psa prezentowała w Kiosku własnoręcznie wykonane piękne ptaszki – lampiony, a na jej przejęciu w Kiosku grali DJ-e, snuł się sztuczny dym i było mnóstwo tańczących ludzi. Jeszcze co najmniej rok po jej przejęciu najpopularniejszym pytaniem o Kiosk było: “A kiedy wrócą ptaszki?” (śmiech). 

Nie ukrywam, że tego typu demokratyczne podejście wiązało się niekiedy z koniecznością przekraczania moich własnych ograniczeń czy wyobrażeń o tym czym może (czy powinna) być twórczość. Możliwość obcowania z twórczością w każdym wydaniu traktuję jako cenną lekcję otwartości, oddawania kontroli, a także widzę jako ważną cześć mojej personalnej walki z perfekcjonizmem. Także to, że po prostu oddawaliśmy klucze do Kiosku kolejnej często nieznanej nam osobie ufając, że nie stanie się tam nic złego, stanowiło dla mnie osobiście ważną i zaskakującą naukę. 

Jak przebiegała integracja Kiosku z lokalną społecznością?

To, by Kiosk i to, co sobą reprezentuje w warstwie idei zaistniał w świadomości i codzienności Podgórzan było jednym z naszych celów. Bardzo chcieliśmy, żeby to, co robimy było dostępne i żeby każdy, szczególnie lokalny mieszkaniec (np. w drodze do sklepu czy podczas spaceru) mógł w niezobowiązującej formie zetknąć się z prezentowaną w Kiosku twórczością. Mimo to oczywiście nie wiedzieliśmy jak Podgórzanie zareagują na naszą działalność, tym bardziej, że była eksperymentalna i zdarzało się, że przy okazji każdego otwarciu Kiosku przez nową osobę tworzącą zabieraliśmy sporo przestrzeni wspólnej wokół budynku. Przed rozpoczęciem działalności (pierwszym otwarciem Kiosku) rozniosłyśmy z Natalia zaproszenia na to wydarzenie do wszystkich punktów usługowych znajdujących się w okolicy Rynku Podgórskiego, żeby uniknąć zaskoczenia. Jedna z piękniejszych historii z lokalnymi mieszkańcami, które pamiętam dotyczy starszego pana, który któregoś dnia zaglądnął do Kiosku zwabiony muzyką graną przez DJ-a (akurat mieliśmy na tapecie projekt muzyczny) i zapytał czy będziemy otwarci za godzinę. Po potwierdzeniu, ucieszony oznajmił, iż w takim wypadku wpadnie do nas potańczyć po mszy w Kościele, bo tam właśnie się wybiera (Kiosk znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie Sanktuarium Świętego Józefa w Krakowie – Podgórzu – przyp. red.). Było to niezwykle budujące doświadczenie, sprawiające, że zaczęliśmy wierzyć, że Kiosk i jego działalność staje się częścią kolorytu Podgórza, miejscem, do którego zaglądają miejscowi luzie przy okazji wyjścia z domu. Bardzo wielu lokalnych mieszkańców przychodziło regularnie do Kiosku przekazać słowa wsparcia, dając nam odczuć, że to, co robimy im się podoba i że tego typu aktywizacja jest dla nich zjawiskiem pozytywnym. Niektórzy wspominali, że w nawyk weszło im regularne sprawdzanie co dzieje się w Kiosku i że czekają na kolejne wydarzenia.  

Czy spotkały Was jakieś nieprzyjemności w związku z prowadzeniem Kiosku w bezpośrednim sąsiedztwie rynku Podgórskiego, gdzie znajduje się nie tylko wiele punktów usługowych, a także lokali mieszkalnych?

Mieliśmy dwie sytuacje, kiedy w związku z naszą działalnością w Kiosku doszło do wezwania straży miejskiej. Pierwszy przypadek miał miejsce podczas jednego z przejęć Kiosku w listopadzie 2021 i związany był z nieporozumieniem. Z uwagi na fakt, że temu otwarciu Kiosku towarzyszyła mała impreza złożona ze sporej ilości znajomych osoby przejmującej i było jeszcze w okresie około-pandemicznym, kiedy większe zgromadzenia ludzkie podlegały restrykcjom, ktoś błędnie założył, że 30-osobowe zbiorowisko ludzi musi oznaczać, że doszło do jakiś zamieszek i wezwał „posiłki”.  Sprawę udało się załatwić bardzo szybko po przybyciu funkcjonariuszy na miejsce. Drugi raz, kiedy sąsiedzi wezwali straż miejską, miał miejsce kiedy DJ-e zajmujący Kiosk przedłużyli swoją „rezydencję” do 23:00 (umówieni byliśmy na zakończenie grania o 22:00), co spowodowało interwencję. Myślę, że jak na ponad trzy lata działalności Kiosku oraz setki wydarzeń jest to w miarę pozytywna statystyka (śmiech). 

Osobną historią jest uszkodzenie Kiosku, do którego doszło w wyniku wjechania w niego auta. 

We wrześniu 2022 kierowczyni auta roku pomyliła wajchy w pojeździe i w efekcie zamiast do tyłu  auto pojechało do przodu uderzając w nasz budynek. W efekcie powstała dziura w ścianie Kiosku.  W związku z tym, że przywrócenie Kiosku do pierwotnego stanu było zadaniem nietypowym, obarczonym ryzykiem a jednocześnie – w oczach potencjalnych wykonawców – dość skromnym pod kątem inwestycyjnym – znalezienie firmy, która podjęłaby się tego zadania zajęło nam rok. Początkowo nie spodziewaliśmy się, że będzie to tak trudne zadanie i kosztowało nas to wiele nerwów i frustracji. Dodatkowo, konsekwencją długiego oczekiwania na wykonawcę była niemożność wywiązania się z umówionych terminów „oddania” Kiosku umówionym osobom tworzącym (kalendarz kolejnych otwarć był zaplanowany do marca 2023). Koniec końców, Kiosk naprawiony został dopiero w sierpniu 2023r  – wówczas naprawione zostały zniszczenia powstałe na skutek wjechania w niego auta. 

Czy twoje podejście do pracy na rzecz Kiosku zmieniło się na przestrzeni lat?

Jak wspomniałam, na początku prezentacje twórczości poszczególnych osób w Kiosku odbywały się średnio co dwa tygodnie i każdemu z tych otwarć towarzyszyło z naszej strony sporo zaangażowania (kwiaty, zdjęcia, pomoc w instalacji, promocja na profilu Kiosku na FB i Instagramie, osobisty udział w evencie z okazji przejęcia i in.). Z czasem jednak coraz bardziej zaczęły nas ograniczać finanse (warto bowiem podkreślić, że wspomniane działania finansowaliśmy z własnej kieszeni, nie mieliśmy też żadnych sponsorów ani finansowania zewnętrznego), a także czas. Na szczęście na tamtym etapie Kiosk zaczął funkcjonować już niemal samoistnie i poszczególne osoby tworzące przekazywały sobie klucze do budynku celem przejęcia go przez siebie, zupełnie już bez naszego udziału. Z biegiem czasu, kiedy każdy z nas musiał wrócić do większego skupienia na życiu zawodowym i rodzinnym, nie byliśmy w stanie również utrzymać tego początkowego entuzjazmu, jaki towarzyszył nam w pierwszych miesiącach działalności. Ponieważ po kilku latach od rozpoczęcia przygody z Kioskiem, każde z naszej założycielskiej trójki znajdowało się na innym etapie życia i miało inne zobowiązania coraz trudniej było nam również zgrać w czasie jeśli chodzi o plany rozwojowe tego miejsca. Rozważaliśmy możliwość pozyskania sponsora, który wspomógłby naszą działalność, ale obawialiśmy się ograniczeń z tego wynikających. Jak wspomniałam – otwartość i demokracja były dla nas zawsze wartością najwyższą, a skorzystanie ze środków zewnętrznych oznaczałoby konieczność zawarcia umowy, która w świetle przyświecających nam ideałów – by na pewno w jakiś sposób ograniczyła, a tego nie chcieliśmy. 

Wiem, że obecnie jesteście wszyscy (Ty, Natalia i Bartek) na etapie kończenia swojej współpracy z Fundacją i Kioskiem. Chciałabyś się podzielić powodami tej decyzji z Twojej strony?

Aby odnieść się do tej kwestii, muszę powiedzieć o tym, co mnie motywuje w życiu zawodowym – a jest to radość, czerpanie szczęścia z tego, co robię, z działań, które podejmuję. Kiosk w pewnym momencie z największej przygody mojego życia stał się czymś, do czego podchodziłam z pewnego rodzaju rutyną. Gdy się na tym złapałam, zrozumiałam, że czas na nowy etap w moim życiu. Poczułam, że co jest potrzebne to oficjalne zamknięcie mojej historii z Kioskiem. Na poziomie emocjonalnym jest to niewątpliwie strata, do przeżycia której daję sobie prawo i którą postrzegam jako ważny etap mojego rozwoju osobistego. 

Jesteśmy obecnie na etapie sprzedaży Kiosku i nie mamy pewności do kogo trafi on ostatecznie i co nowy właściciel zdecyduje się z nim zrobić. Wierzę, że Kiosk, sam będąc dobrym miejscem, przyciągnie dobrych ludzi, którzy w jakimś sensie będą kontynuowali nasze dziedzictwo. Wierzę, że to, co wspólnie osiągnęliśmy w Kiosku z Natalią i Bartkiem będzie jeszcze długo procentować. Kiosk na zawsze pozostanie moim miejscem. Miejscem dobrym i żywym, które łączy ludzi i któremu zawdzięczam niezwykle dużo, zarówno zawodowo jak i personalnie. 

Jakie są Twoje dalsze plany i marzenia zawodowe? Na czym chciałabyś się teraz skupić?

W tym roku kończę studia magisterskie na kierunku porównawcze studia cywilizacji na UJ. Moja praca magisterska dotyczyć będzie tematu różnić w rytuałach związanych z żałobą w środowiskach miejskich i wiejskich w Małopolsce. Mój najbliższy plan, który już się powoli realizuje to wplecenie w codzienną pracę zawodową elementu edukacyjnego – oprócz bycia frilansową strateżką marki i badaczką, chciałabym też uczyć. Wykładam obecnie na Wyższej Szkole Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera i chciałabym się w tym kierunku rozwijać. Bardzo podoba mi się praca ze studentami z pespektywy praktyka, możliwość dzielenia się wiedzą i doświadczeniem, które zdobyłam pracując w obszarze brandingu zarówno dla małych firm jak i dla dużych korporacji. 

Drugim planem jest stworzenie cyklu warsztatów o szeroko pojętej komunikacji dedykowanym NGOs-om. Chciałabym pomóc organizacjom pozarządowym w tym jak wykorzystać bezpłatne narzędzia komunikacji, by więcej osób skorzystało z ich usług bądź im pomogło. Drugim obszarem, na którym chciałabym się skupić są warsztaty dla korporacji, między innymi o tym jak skutecznie komunikować się drogą mailową. W tym środowisku ten typ komunikacji dominuje, a jednocześnie generuje największą liczbę nieporozumień i strat czasu. Mam nadzieje, że komercyjne warsztaty dla dużych firm pozwolą mi bezpłatnie zaoferować moje usługi szkoleniowe organizacjom pozarządowym. Te ostatnie w moim przekonaniu bardzo skorzystałyby z bardziej świadomego podejścia do tworzenia swojej marki. 

Marzeniem, nawiązującym nieco do idei stojącej oryginalnie za stworzeniem Kiosku jest stworzenie pewnego dnia miejsca, które pozwoli innym poczuć się dobrze, i zmienić coś w życiu ludzi na lepsze, pomóc im uporać się z jakimś problemem lub deficytem. Gdy myślę o marzeniach pojawia się w mojej głowie wizja drewnianego domku nad jeziorem w otoczeniu lasu, gdzie mogłabym organizować warsztaty pozwalające rozwijać talenty ludzi, ćwiczyć jogę i dobrze zjeść. 

Poza Kioskiem jesteś strateżką marki. Duże znaczenie ma dla ciebie storytelling, eksplorujesz też jego znaczenie w budowaniu relacji między artystą a odbiorcą sztuki, a także branding w pracy artysty.

Z racji wykonywanego zawodu w naturalny sposób tematy te bardzo mnie pociągają. Storytelling to nic innego jak sztuka opowieści. Poprzez historie poznajemy świat, a świat poznaje nas. Opowieści mają moc łączenia ludzi, a siłę opowiadania historii można wykorzystać do budowania relacji między ludźmi z różnych kultur, środowisk społecznych i doświadczeń zawodowych. Podczas przygody z Kioskiem bardzo ciekawe było dla mnie to, że mogłam obserwować całe spektrum stanowisk względem budowania swojego wizerunku (brandingu) przez twórców prezentujących u nas swoje prace. Niektórzy z nich podchodzili do tego zgodnie ze sztuką, świadomie kształtując swój personal branding, niektórzy zaś byli zupełnie nieświadomi tego, że na to, jak jesteśmy postrzegani przez świat można w sposób świadomy wpływać. Na początku naszej działalności w Kiosku zorganizowaliśmy też kilka warsztatów dla osób tworzących dotyczących tego obszaru, jako że Natalia również zawodowo zajmuje się tematyką brandingu. Istnieje dziś wiele różnych narzędzi do współpracy i komunikacji online, które wykorzystać może każdy twórca, ale zanim to zrobi warto sobie postawić kilka podstawowych pytań. Dla kogo tworzę? Co chcę swoim odbiorcom przekazać? Dlaczego mi na tym zależy? Czy to co komunikuję jest spójne z tym, co robię i tym, jak chcę by odbierali to inni?  Z punktu widzenia odbiorcy dzieła sztuki wydaje się nam często, że o tym kto robi sztukę się po prostu wie. Tymczasem, w dzisiejszych czasach, aby mieć maksymalny wpływ na własną drogę artystyczną warto w świadomy sposób podejść do kreowania własnego wizerunku jako artysty i zadbać o właściwą komunikację z naszymi odbiorcami. Dziś wielu odbiorców sztuki kupuje nie tyle dzieło, ile artystę, to, co sobą reprezentuje, jakie wartości wyznaje. Własna marka, reputacja, wizerunek to coś niezwykle ważnego, o co warto świadomie zadbać. Inaczej, jako artysta, możemy znaleźć się w mało komfortowej sytuacji, np. uzależnieni od bogatego kolekcjonera, który w zamian za stałą współpracę oczekuje zwrotu inwestycji w określonej formie. 

Co poradziłabyś młodym kobietom wchodzącym na rynek pracy i poszukującym swojej drogi zawodowej? O czym warto, by pamiętały one na co dzień realizując swoje pasje i ambicje?

W zakresie zawodowym – zawyżać wartość swoich usług, swojej pracy, ponieważ nawet w takim przypadku będziemy cenić się mniej niż przeciętny mężczyzna (śmiech). Z mojego doświadczenia wynika, że kobiety bardzo często nie potrafią i nie mają przestrzeni na to, aby żądać więcej, szczególnie w obszarze finansowym.

Radziłabym także nie bać się dokonywania wyborów życiowych, które idą w poprzek tego, co robi większość. Niebania się bycia nie-mężatką, nie-matką, nie-studentką, nie-pracującą na etat i jednoczesnego dawania sobie pełnego prawa do wyrażania swoich potrzeb i ich realizacji. Zachęcałabym do regularnej wewnętrznej wiwisekcji i sprawdzania jak się mamy z tym, co aktualnie robimy, tak, aby wybory, których dokonujemy były w pełni naszymi decyzjami, a nie automatycznym wchodzeniem w utarte role społeczne. Czasem nawet nieświadomie przyjmujemy je z uwagi na presję otoczenia czy schematy z domu rodzinnego. Jeśli więc miałabym o coś apelować to o to, by młode kobiety nie zagłuszały swojego własnego głosu, swoich własnych potrzeb i nie dokonywały wyborów, których motywacją jest dostosowanie się do większości. Dokonujecie własnych wyborów, jakkolwiek niepopularne by były, i bierzcie za nie pełną odpowiedzialność. Mówię to, mając doświadczenia z osobami z pokolenia Z, które, jak wynika z moich obserwacji, wcale nie podchodzą do kwestii relacji i wyborów życiowych znacząco inaczej od przedstawicielek wcześniejszych generacji. 

Czy na Twojej drodze zawodowej były przeszkody lub ograniczenia (szeroko rozumiane, w tym zarówno systemowe, społeczne jak i własne, personalne), które musiałaś pokonać, aby móc zrealizować swoje ambicje?

Oczywiście, w moim życiu było ich mnóstwo. W kontekście Kiosku były to z całą pewnością biurokratyczne przeszkody, niekiedy trudna współpraca z urzędami i instytucjami. Wyzwaniem była (i jest) też praca z ludźmi – każdy z nas żyje w swojej bańce, interpretuje rzeczywistość po swojemu, co sprawia, że komunikacja jest niełatwa i aby przekazać swoje intencje trzeba podejmować nieustanny wysiłek. Mimo, że niekiedy to po prostu wyczerpujące, wciąż wierzę w moc komunikacji. Komunikacja jest dla mnie ważna, chciałabym uczyć ludzi, jak się lepiej komunikować i wyrobić w nich świadomość, że działa ona zawsze w dwie strony. Ważne jest także, aby umieć zaakceptować to, że nie zawsze porozumienie jest możliwe i to jest też OK. Ja sama wciąż pracuję nad tym, by mieć zgodę na to, że nie każdy, nie zawsze i nie wszędzie będzie w porządku z tym co ja robię, jakich wyborów dokonuję. Jest to proces, który wciąż trwa i który jest ważny także w kontekście pracy z klientami. 

Co Cię motywuje do codziennej pracy oraz pokonywania przeszkód w osiągnięciu założonych celi? Jakie cechy czy czynniki sprawiają, że jesteś skuteczna w swoich działaniach, że udaje Ci się osiągać to, co dla wielu stanowi wyzwanie?

Myślę, że wspomniana już w naszej rozmowie radość – to uczucie jest tym, co sprawia, że mogę przez trzy godziny próbować załatwić przepisanie umowy z Tauronem na Kiosk czy wozić dokumenty na drugi koniec miasta i nie wprawia mnie to w irytację. Jeśli mam wewnętrzne przekonanie, że to, co robię sprawia mi radość pokonywanie przeszkód, jakichkolwiek, nie jest problemem, a drogą do celu. To właśnie poczucie bycia szczęśliwą z tym, co robię, radość z obcowania z ludźmi, z którymi to robię jest moim „papierkiem lakmusowym”, czymś, co pozwala mi podejmować decyzje w zakresie moich dalszych planów zawodowych. Szukam w życiu nie tyle szczęścia, które jest dla mnie dość ulotną kategorią, co właśnie radości z robienia różnych rzeczy, podejmowania rozmaitych inicjatyw i wchodzenia w interakcje z ludźmi i na rzecz ludzi.

Dzięki za rozmowę ☺