Nie pamiętam powodu, dla którego wiele lat po zdanej maturze zainteresowałam się Łesią Ukrainką. Dopiero wtedy zaczęłam ją prawdziwie poznawać – gdy stępiła się szkolna niechęć do literackich gigantów.
Wieszczka?
Łesia Ukrainka istotnie wielką postacią w ukraińskiej literaturze jest. Kimś na miarę wieszcza. Jak na wyjątkową osobowość przystało, nie ograniczała się do jednego rodzaju twórczości. Była czynna na wielu polach – jako poetka, pisarka, autorka dramatów, krytyczka literacka, publicystka, tłumaczka, folklorystka, działaczka kulturalna i polityczna. Stworzyła wybitne dzieła literackie, z których dramat „Pieśń lasu” jest najwyżej oceniany.
Cena 200 hrywien
Nie zajmuje w ukraińskiej świadomości społecznej miejsca wyabstrahowanego wyłącznie do świata literackiego. Jest postacią na tyle znaną i uznawaną za ważną, że jej wizerunek pojawił się na banknocie. W roku 2001 Łesi Ukraince przydzielono 200 hrywien – niemało jak na kobietę, jedyną kobietę w tym gronie. Nominał z poetką był najwyższy do 2006 roku, kiedy wprowadzono pięćsetkę, zmieniono szatę graficzną całej serii, a Łesię zabarwiono na… różowo. Obok 20-hrywnowego Iwana Franki i okrągłej setki Tarasa Szewczenki jest symbolem nie tylko wyrafinowanego talentu literackiego, ale też – a nawet przede wszystkim – odważnej i aktywnej postawy patriotycznej, kontynuującej poczet władców i przywódców wojskowych z niższych nominałów.
Konkurs na Wielkiego Ukraińca (czy: Wielką Ukrainkę?)
W roku 2007 dość nietypową, szeroką akcją popularyzatorską jej osoby i dorobku był telewizyjny konkurs „Wielcy Ukraińcy”. Spośród wytypowanych TOP 10 trzeba było wybrać Tego Największego – jak na rok 2007 przystało, poprzez zatelefonowanie bądź przysłanie sms-a pod wskazany numer, zatwierdzony za jednym z kandydatów. Tu znów okazała się jedyną kobietą. Życie i osiągnięcia Wielkich Ukraińców – działaczy państwowych, religijnych, wojskowych, artystów, uczonych i sportowców – prezentowały 20-minutowe filmy, zrealizowane przez różnych reżyserów. Film o Łesi Ukraince przygotował prominenty, ekstrawagancki ukraiński reżyser teatralny Roman Wiktiuk. W swym dziele skupił się na ostatnich latach życia poetki, jednych z najcięższych, które spędziła ze swym mężem Kłymentem Kwitką w Gruzji. Lata te, jak i sama decyzja o zamieszkaniu na Kaukazie, naznaczone były nieuleczalną chorobą świeżo poślubionych małżonków – Łesia od dzieciństwa walczyła z gruźlicą kości, Kłyment miał gruźlicę płuc.
Film o…?
Ani film Wiktiuka, ani jego bohaterka w konkursie nie zwyciężyli. Z zaledwie 13 komentarzy pod nagraniem, który obecnie można obejrzeć w serwisie Youtube (link poniżej), tylko dwa są pochlebne dla reżysera. Większość komentujących była rozczarowana treścią. “Na uniwersytecie piękniej opowiadano o Łesi Ukraince”; “Łesi Ukrainki w tym filmie w ogóle nie ma!”… Wiktiuk rzeczywiście dużo mówi o Gruzji – tej sprzed wieku i tej współczesnej, jednak jest ona tylko tłem dla przytaczanych licznych cytatów z korespondencji Łesi Ukrainki z tamtych lat. Jak i mnie, bardziej niż literatura zainteresowało ukraińskiego reżysera życie codzienne i warunki pracy poetki.
Gorzkie gody
Nie wyszedł zatem z tego materiału klasyczny traktat o artystycznych sukcesach. Oczekiwania widzów nie pokryły się z zaskakującą narracją. Zamiast pomnika ze spiżu otrzymaliśmy opowieść o schorowanej kobiecie, która, choć jest uznaną i szanowaną za życia poetką, publicystką, tłumaczką, żyje w ubóstwie i wewnętrznej samotności, w miejscu jej obcym. Każde słowo o fizycznym bólu, długotrwałym cierpieniu, codziennych bytowych trudach i niewygodzie staje się jednocześnie świadectwem niezłomności, hartu ducha, odwagi i bezkompromisowości, które nie tylko zaprowadziły tę kobietę na szczyt sławy, ale dały jej możliwość żyć życie, które wybrała, a nie to, na które mogła zostać skazana.
Ile trzeba rzucić na szalę?
Już takie podstawowe lektury na temat gruźlicy, jak powieść Thomasa Manna czy esej Susan Sontag przekonują, że choroba nie uwzniośla. Zmierzenie się z nią, jak każde silnie negatywne, stresogenne wydarzenie, jest dojmującą i wstydliwą próbą charakteru. Czy da się więc nie zachwycać Łesią Ukrainką, wiedząc z jej listów, ile kosztowało ją wykonywanie pracy, której efekty były później lekką ręką niejednokrotnie odrzucane przez cenzurę? Ile kosztowała wytrwałość w pracowitości i niezależność w warunkach nieustannej, zmiennej gorączki, bólów, dręczącego kaszlu i wszechogarniającej niepewności jutra? Dowiadujemy się z korespondencji, jak wiele trzeba rzucić na szalę, gdy po przeciwnej stronie położy się własne zdanie. Gdy o to zdanie – własne zdanie – walczy: 1. kobieta, 2. chora, 3. Ukrainka, 4. poetka, 5. na początku XX wieku. W każdym z tych określeń kryje się wyrok na protekcjonalizm w różnych sferach.
“Jedyny mężczyzna w ukraińskiej literaturze”
Nieszczególnie kochana przez matkę, zmuszona wyrzec się macierzyństwa przez swą chorobę, borykająca się z nieskończonymi przeprowadzkami z powodu odbywanych kuracji, znajdowała w sobie siły, aby nie tylko pracować, ale i wspierać siostry, być dobrą dla rodziców pilnując własnych granic, a przede wszystkim stawiać na swoim i stanowić o sobie – np. wyjść za mąż za dziewięć lat młodszego, znacznie niżej od siebie usytuowanego na drabinie społecznej poetę i urzędnika. Jej siła i odwaga, wyrażane m.in. w utworach literackich, dały powód Iwanowi France nazwania Łesi Ukrainki „jedynym mężczyzną w ukraińskiej literaturze”. Cóż, ten jeden raz jest nie tyle jedyną kobietą wśród garstki najznakomitszych mężczyzn, co “jedynym mężczyzną”! Tak, siła, odwaga, wytrwałość są w naszej kulturze stereotypowo męskimi cechami.
Dawna poetka, współczesna kobieta
Poza niesamowitą krzepkością charakteru najbardziej uderzyło mnie w jej listach to, jaką osobą jawi się Łesia Ukrainka zupełnie prywatnie. Miałam nieodpartą chęć się z nią zaprzyjaźnić. Czułam, że dobrze byśmy się dogadywały. Ludzka, dobra, łagodna, a przy tym trzeźwo oceniająca sytuację i umiejąca podjąć i przyjąć konieczne decyzje. Jest po prostu tak bliska… jakaś taka współczesna. Narzeka na prokrastynację, wątpi w swe umiejętności pisarskie, martwi się, że wolno pracuje. Jest szczera w wyznaniach, choć wydają się nieprawdopodobne, gdy spojrzy się na tomiszcza jej dzieł zebranych (a przeżyła tylko 42 lata).
Superbohaterka, superbohaterki
Łesia Ukrainka nie jest żadnym mężczyzną. Jest kobietą! Superkobietą, niczym superbohaterka. Chciałabym, żeby w obecnej sytuacji wszystkie Ukrainki, wszystkie Łesie, Kati, Nadi, Margaryty, Rusłany, Ołeny, Inny, Liudmyły, Tetiany, Ksenii[1] były takimi superbohaterkami. By te trudne, a często też niestety straszne przeżycia, których doświadczyły i doświadczają, nie złamały ich. By bycie Ukrainką stało się tożsame z posiadaniem cech przetrwania i niegasnącej energii życiowej. By wszystkie były silne i odważne jak Łesia Ukrainka. Katia Ukrainka. Nadia Ukrainka. Margaryta Ukrainka itd. (Weronika Grzesiak)
Nie, ja śmiać się chcę pomimo łez,
Pośród nieszczęścia pieśni śpiewać,
Choć bez nadziei, a jednak wierzyć,
Żyć chcę! Precz myśli złe!
(tłumaczenie własne)
autorka #herstoriiwewtorek, Weronika Grzesiak – lwowianka zamieszkała w Krakowie. Nadal wychodzi “na dwór” 🙂 Związana z Instytutem Historii Sztuki UJ – najpierw jako studentka, obecnie wykładowczyni sztuki i architektury XX wieku.