Postać Marii Sibylli Merian zachwyciła mnie już kilka lat temu, gdy zwiedzałam wystawę “Zwierzęta i rośliny” w Międzynarodowym Centrum Kultury. Dlatego z dużym entuzjazmem chwyciłam po książkę “Kobieta, która kochała owady”. Główna bohaterka inspirowana jest bowiem życiem podróżniczki – niesamowicie odważnej kobiety, która żyjąc w XVII -wiecznym Amsterdamie zdecydowała się na wyprawę (z nastoletnią córką!) do Surinamu. Nie jest to jednak jedyna postać, którą odnajdujemy w głównej postaci. Autorka, Selja Ahava wplata w jej losy również zdarzenia z życia Izabelli Bird (przyrodniczki i fotografki). Było dla mnie ogromną przyjemnością wyłapywanie historycznych wydarzeń i osób.
Maria, bohaterka książki, z niezłomną ciekawością od dziecka przygląda się owadom. Ze smutkiem zauważa, że ludzie zachwycają się jedynie motylom, z odrazą odnosząc się do gąsienic i larw. Dostrzegają jedynie ostatnią fazę życia owadów: krótką, kolorową i krzykliwą. Dużo w książce przemyśleń na temat cierpliwości, obserwacji, ale także relacji naukowczyni z Bogiem. Jest to misternie utkana opowieść, w której pełno inspirujących, ale także niełatwych przemyśleń.
W powieści zastosowano bardzo ciekawy zabieg. Wraz z czytaniem dostrzegamy, że dla książkowej Marii czas płynie inaczej. Przemierzamy z nią kolejne stulecia, w czasie których widzimy palenie czarownic oraz walkę o edukowanie się kobiet. Przeżywamy ekscytację dalekimi podróżami, ale także poznajemy ich gorzki kolonialny wymiar. Z Marią dochodzimy do kresu jej życia czyli do czasów współczesnych, gdy owadów ubywa w zastraszającym tempie i gdy poznawanie przyrody może służyć także ratowaniu planety. Ta książka udowadnia, że w każdych czasach w kobietach rodziła się ciekawość, która korciła, nie pozwalała odpuścić, dawała odwagę do przekraczania granic i konwenansów. Ta ciekawość, która doprowadzała do rewolucji (czy to naukowych czy mentalnych).
Patrycja Chlebus-Grudzień