Jak One To Robią: Wywiad z Gosią Szymczyk – Karnasiewicz

Gosia Szymczyk-Karnasiewicz – mieszkanka Nowej Huty i fotografka. Wspólnie z mężem Jerzym organizuje plenery i warsztaty fotograficzne dla dzieci i młodzieży. Aktywistka miejska, liderka inicjatywy „Aleja Róż na nowo”, która doprowadziła do zrewitalizowania przestrzeni publicznej w dzielnicy Nowa Huta. Pomysłodawczyni start-up’u TURBO TORBY (przerabianie banerów na torby). Organizatorka „Wymiany Ciepła” – projektu umożliwiającego dzielenie się ubraniami, których już nie potrzebujemy. Współpracowniczka inicjatywy Foodsharing Kraków – ratujemy jedzenie, a także wielu organizacji pozarządowych w Krakowie w ramach projektów dotyczących zrównoważonej mody (Ubrania w Hucie, Reanimacja ubrań). Od 2021 r. pracuje w Dom Utopii – Międzynarodowe Centrum Empatii, gdzie koordynuje projekt Teatru łaźnia Nowa – Spółdzielnia Dobrych Praktyk polegający na opracowaniu nowych ścieżek współdziałania mieszkańców Nowej Hut. Wspólnie z córką przemierza Europę na rowerach dzieląc się podróżniczymi wrażeniami na LinkedIn

Zawodowo zajmujesz się fotografią i – jak piszesz na stronie swojej firmy – w działalności tej interesują cię przede wszystkim ludzie, bo to oni tworzą charakter miasta i swojej małej ojczyzny (w Twoim przypadku Nowej Huty). Masz na koncie wiele sukcesów artystycznych, trzy wydane albumy, sporo wystaw w kraju i za granicą. Czym jest dla ciebie fotografia? Jak swoje doświadczenia i wrażliwość artystyczną wykorzystujesz na co dzień? 

Przy okazji działań w przestrzeni dzielnicy często zdarza się, że wpadam na inne twórcze osoby i od słowa do słowa przechodzimy szybko do wspólnych działań. Sporo takich sytuacji miało miejsce dzięki mojemu projektowi „Aleja Róż na nowo”. W ostatnim okresie czasu stał się on inspiracją dla Kasi  Laskus-Stwora – mojej wspaniałej koleżanki po fachu. Ta artystka, fotografka konceptualna jest autorką niezwykłego projektu dokumentalnego „Beton, mama beton”. Kilka miesięcy temu w jego ramach w sercu Roztocza, w Jani, odbyło się moje spotkanie autorskie „Z cyklu kadry nieoczywiste”. Pokazałam tam nowohuckie podwórkowe pejzaże i to w jaki sposób zmieniła się Aleja Róż. Wzrusza mnie, że ja o swoich podwórkowych klimatach oraz o aktywizmie mogłam opowiadać w tej samej roztoczańskiej karczmie, w której jej właścicielka (Iwona Teterycz) prezentuje kolekcję fotografii Madonn Kory. Z kolei Kora w  sąsiedniej wsi urządziła sobie dom z wielkim sadem. 

Jak zaczęła się twoja fascynacja nowohuckimi klimatami?

Na początku XXI wieku, gdy zamieszkałam w dzielnicy, współtworzyłam z mężem Jerzym projekt „Nowa Huta. Okruchy życia i meandry historii”. Jego efektem był między innymi sztambuch nowohucki z wielopłaszczyznowym opisem Nowej Huty zawierającym również fragment pracy dr Alison Stenning. To badaczka z Wielkiej Brytanii – jest geografką społeczną i ekonomiczną, a także naukowczynią na Uniwersytecie Newcastle upon Tyne. Spotkanie z nią wywarło na mnie duży wpływ i dzięki niemu zaczęłam postrzegać moją małą ojczyznę jako interesującą przestrzeń pod względem nie tylko architektonicznym oraz społecznych ale i fotograficznym. 

Od wielu lat działasz jako miejska aktywistka, głównie na terenie Nowej Huty. Co sprawiło, że zaangażowałaś się w działalność na rzecz lokalnej społeczności? Skąd w tobie ten społecznikowski gen? 

Moja przygoda z aktywizmem zaczęła się od projektu „Łaźnio-Aktywni” – inicjatywy firmowanej przez Teatr Łaźnię Nową – prężną instytucję kultury działającą na terenie Nowej Huty. Celem projektu było wyszkolenie lokalnych nowohuckich liderów. Obejmował on warsztaty z zakresu komunikacji, pracy w zespole, zarządzania zespołem i projektami oraz pozyskiwania funduszy na własne przedsięwzięcia. W ramach projektu odbyły się także sesje coachingowe, które pomogły nam (uczestnikom i uczestniczkom) wzmocnić swój potencjał, umiejętność osiągania własnych celów i zyskać niezbędną w pracy aktywistycznej pewność siebie. Warsztaty te prowadziła Agata Otrębska – niezwykła osoba, trenerka i menedżerka projektów z kilkunastoletnim doświadczeniem. 

Zatem to projekt „Łaźnio-Aktywni” był dla ciebie pierwszym impulsem i inspiracją do działań na rzecz lokalnej społeczności?

Tak – po szkoleniach w ramach projektu zaangażowałam się w działania skupiające się na moim najbliższym otoczeniu. Z sąsiadami i sąsiadkami oraz innymi interesariuszami, dla których – podobnie jak dla mnie – ważnym było zmienić najbliższe otoczenie oraz poprawić jakość życia – skupiliśmy się na projekcie dotyczącym zamalowania bazgrołów na ścianach garaży znajdujących się w pobliżu naszych mieszkań. Pomogli nam w tym Pogromcy Bazgrołów podejmując się ukwiecenia skweru przy ulicy Artystów (na styku osiedli Centrum D i Handlowego), czy pomalowania osiedlowej ławeczki. To był pierwszy raz, kiedy ja odważyłam się zrobić coś na rzecz mojego otoczenia, a za mną poszli inni. I tak jest do teraz. Sądzę, że „geny społecznikowskie” odziedziczyłam po babci Władysławie członkini Koła Gospodyń Wiejskich w Drzycimiu i mojej mamie Elżbiecie, przedsiębiorczyni i radnej w latach 90. XX w. Rady Miasta w Świeciu.

Czy Świecie – twoje rodzinne miasto – także znalazło się w spektrum twoich fotograficznych zainteresowań?

Gdy w 2003 roku wydaliśmy album o Nowej Hucie, zaś wystawę o niej pokazaliśmy w kilkunastu galeriach w Krakowie, zatęskniłam za rodzinnym Świeciem, o którym od jakiegoś czasu bardzo chciałam zrobić esej fotograficzny. Projekt „Portret mojego miasta. Świecie” zrealizowaliśmy w czterech cyklach fotograficznych: Ludzie, Praca, Miejsca, WydarzeniaOdwołaliśmy się do krakowskiego fotografa Ignacego Kriegera z drugiej połowy XIX wieku, który utrwalał wizerunek współczesnych mu krakowian, przedstawicieli różnych profesji. Naszą drugą inspiracją była postać Roberta Doisneau – paryskiego fotografa z drugiej połowy XX wieku, który uwieczniał „zwykłe gesty zwykłych ludzi w zwykłych sytuacjach”, a także zapisywał codzienność miasta z jej nieoczekiwanymi sytuacjami i ulotnymi momentami.W pracy nad projektem przyjęliśmy zasadę, że w formie reportażu zrealizujemy portret zewnętrzny miasta, czyli nerw miasta –  to, co dzieje się na ulicy zarówno na co dzień jak i od święta. Natomiast w fotografii dokumentalnej ujęliśmy portret wewnętrzny, czyli to jak żyją świecianie, czym się zajmują, jakie mają pasje. Fotografowaliśmy w mieszkaniach, domach, zakładach pracy, warsztatach. Wybór postaci i miejsc był subiektywny.

W publikacji towarzyszącej wystawie „Portret mojego miasta. Świecie” obok 100 czarno-białych fotografii znalazło się 16 tekstów, których autorami są byli świecianie, rozsiani po Polsce i poza jej granicami. W swoich tekstach dzielą się swoimi wspomnieniami z lat dzieciństwa i młodości obejmujących lata 1924 -1996, czyli pokrywających życie trzech pokoleń Polaków. To był wyjątkowy projekt – nie tylko dla mnie, ale też dla wielu osób pamiętających mnie z piaskownicy a potem ze Szkoły Podstawowej nr 3 przy starym cmentarzu w Świeciu. Co ciekawe, jest to miejsce, w których Krzysztof Zannusi z ekipą realizował sceny do filmu „Rok spokojnego słońca”.  Było to dla mnie piękne i wzniosłe doświadczenie pozwalające spotkać się z ludźmi, których znałam często od dzieciństwa i dające okazję, by przypomnieć im dziewczynę, która nie ma już może długich warkoczy, ale ciągle z tym samym uśmiechem zjednuje lokalną społeczność dla sprawy, dla idei i wspólnego, wyzwalającego działania artystycznego.  

Zajmujesz się na co dzień ogromną ilością różnorodnych projektów Z której inicjatywy na rzecz lokalnej społeczności jesteś szczególnie dumna i dlaczego? 

Ponieważ jako aktywistka działam już od dobrych kilkunastu lat, mogłabym wymienić dziesiątki mikro interwencji i mikroprojektów, które zrealizowałam z wieloma inspirującymi osobami. Jeśli miałabym wybrać jeden to skupiłabym się na projekcie rozbetonowania kluczowej dla Nowej Huty przestrzeni miejskiej, czyli Alei Róż. To dla mnie opowieść o tym, jak lokalni społecznicy dokonali niemożliwego – przeprojektowali betonowy plac w Krakowie. Zaczęło się od tego, że cztery lata temu wspólnie z Ośrodkiem Kultury im. C.K. Norwida, Stowarzyszeniem B1 oraz grupą nieformalną aktywnych mieszkańców osiedla Centrum D w Krakowie – Nowej Hucie zorganizowałam warsztaty społecznego przeprojektowania alei Róż. Pierwsze chyba tego typu w Krakowie. Inspiracją było to, że w strategii rozwoju miasta Krakowa „Tu chcę żyć 2030”, a więc w jednym z ważniejszych dokumentów miejskich, wpisana została właśnie konieczność zrewitalizowania Alei Róż. Na warsztatach zaprezentowane zostały rozwiązania dotyczące wspólnych przestrzeni miejskich, stosowane obecnie w Polsce i na świecie. Następnie podczas spaceru badawczego przyjrzeliśmy się na nowo przestrzeni Alei Róż i zastanowiliśmy się, jak powinna wyglądać i co z przedstawionych propozycji może znaleźć zastosowanie w Nowej Hucie. Na koniec spisaliśmy nasze oczekiwania i propozycje.

Czy na tym etapie myślałaś już, że inicjatywa ta ma potencjał, by stać się projektem do Budżetu Obywatelskiego miasta Krakowa?

Był to stopniowy, oddolny proces. Nasze warsztaty społecznego przeprojektowania Alei Róż w plebiscycie słuchaczy Radia Kraków uzyskały tytuł „Wyczyn Tygodnia”. Zaskoczyło nas to wyróżnienie i zdopingowało do promocji dwóch projektów – ogólnomiejskiego i dzielnicy XVIII Nowa Huta „Wygodne Siedziska”. Choć promocja była niemal bezkosztowa, wymagała sporej mobilności i gotowości do bycia w wielu miejscach i na licznych wydarzeniach organizowanych w Krakowie. Poległa na fotografowaniu mieszkańców z kartką z napisem „Głosuję #Alejaróżnanowo”. Pomagało wiele osób, ja sama wzięłam udział w pikniku parafialnym na osiedlu Szklane Domy, w Dniach Nowej Huty, na Pikniku Krakowskim w Parku Ratuszowym, w 2. NOWOHUCKIM PIKNIKU ROWEROWO-ARTystycznym w ramach LOVE ROWER 2018 // Święto Rowerowe w Nowej Hucie w TAJEMNICZYM OGRODZIE ARTzony, a nawet w Święcie Ulicy Dietla.

To zaangażowanie obywatelskie opłaciło się – projekt „Wygodne Siedziska” zdobył aż 2782 głosy, co pozwoliło mu zająć drugie miejsce wśród projektów dzielnicy XVIII Nowa Huta. 

Przez kolejny rok rozmyślaliśmy nad jeszcze lepszą strategią. Ambicje nie pozwoliły nam przestać główkować nad zrewitalizowaniem placu po Leninie. W październiku 2018 r. Miejskie Centrum Dialogu wspólnie z Teatrem Łaźnia Nowa nad Zalewem Nowohuckim na Bulwar[t]cie Sztuki zorganizowało spotkanie w ramach cyklu otwartych warsztatów pt. „Nowa Huta nasza sprawa. Obywatelskie spotkanie na trawie” dotyczące jubileuszu Nowej Huty. Spotkania były kontynuowane w Ośrodku Kultury im. C.K. Norwida. Na spotkaniach mieszkańcy mogli podzielić się swoimi pomysłami na ciekawe działania z okazji urodzin Nowej Huty. Bardzo mocno wybrzmiała wówczas potrzeba powrotu Alei Róż do wyglądu z lat 50. XX w. Wzięłam udział we wszystkich spotkaniach i pokłosiem tej aktywności był złożony w 2019 r. projekt „Aleja Róż na nowo”.

I był to kolejny sukces – głosami mieszkańców Krakowa projekt uzyskał 7527 punktów i znalazł się na liście zwycięskich projektów przeznaczonych do realizacji w ramach budżetu obywatelskiego! 

Tak, to była wspaniała wiadomość dla nas, mieszkańców Nowej Huty. Głównym celem projektu jest odtworzenie części alei Róż między blokami os. Centrum C i B, w kształcie, jaki znamy z fotografii ze zbiorów Fundacji Imago Mundi – „Ideal city – fotografie Wiktora Pentala i Henryka Makarewicza”. Na podstawie tej kolekcji przy czujnym wsparciu grupy wnioskodawców powstał projekt wykonawczy. W mojej ocenie przełomem była decyzja o zlikwidowaniu wgłębnika – sprawiła ona, że nasz nowohucki salono-ogród będzie przestrzenią dostępną dla osób z niepełnosprawnościami wzrokowymi, ruchowymi, jednym słowem, przestrzenią w pełni inkluzywną.

Nie udałoby się tego wszystkiego dokonać, gdyby nie Budżet Obywatelski. 

Zgadza się. Dla mnie każdy projekt to proces rozłożony w czasie – od wypracowania koncepcji do zrealizowania. Na każdym jego etapie najważniejsi są mieszkańcy. W procesie związanym ze zmianą kształtu Alei Róż zbudowaliśmy szeroką grupę interesariuszy, wykorzystaliśmy wszystko, co najlepsze w naszej społeczności: energię obywateli, gotowość do współpracy projektantów, głosy ekspertów, opinie urzędników i radnych. Bez tej wielopłaszczyznowej współpracy nie bylibyśmy na tym etapie, na którym jesteśmy. Taka praca wymaga dużej empatii, słuchania i wzajemnego zrozumienia. A nie każdy wnioskodawca jest na to gotowy i nie każdy ma za sobą rzeszę osób wspierających. Mam szczęście mieć wspaniałych wspierających mnie sąsiadów, znajomych, aktywistów, dziennikarzy, radnych dzielnicowych i miejskich, miłośników architektury Nowej Huty i fanów procesów partycypacyjnych.

Dlaczego w procesie rewitalizacji alei Róż zdecydowaliście się na powrót do przeszłości? 

Myślę, że można powiedzieć, że przemówiła do nas oryginalna koncepcja tego miejsca, która przedstawiona została między innymi artykule „Kto posadził róże w alei Róż”  opublikowanym w „Dzienniku Polskim” w 2010 roku. W tekście tym cytowany jest nieżyjący już profesor Stanisław Juchnowicz, współprojektant pięknego, jasnego, socrealistycznego miasta. Mówi on tak:  „Opieraliśmy się na anglosaskiej koncepcji jednostki sąsiedzkiej człowieka, wywodzącej się z lat 20. XX wieku i Nowego Jorku. Jednostką sąsiedzką miało być osiedle dla 5–6 tysięcy ludzi z własnym żłobkiem, sklepem i szkołą. Drugim fenomenem była właśnie zieleń. Jak tylko powstał budynek, od razu sadziliśmy drzewa. Choć zieleń, po latach wojny, uchodziła za towar luksusowy, Miastoprojekt miał od tego swojego człowieka. Bronisław Szulewski, wywodzący się z Armii Andersa, absolwent Szkoły Rolniczej, biolog – to on mógł wybrać polianty do alei Róż. Dokładniej: do alei Przodowników Pracy – bo tak nazywała się wcześniej. Nie ma się co dziwić, że budzące zachwyt kwiaty bez problemu zastąpiły pierwszą niezbyt zgrabną nazwę”.

Arcyciekawie o tej wyjątkowej części alei Róż opowiadał też dr Waldemar Komorowski w jednym z podcastów „Nowa Huta krok po kroku” autorstwa Bogdana Zalewskiego. Mówi tak: „Na początku lat 70. usunięto drzewa bliżej środka i całą roślinność (zostały te wzdłuż budynków), zmieniając skwer na miejsce zgromadzeń. Ówczesna władza stwierdziła, że manifestacje nie mogą się odbywać w krzakach, więc wszystko zabetonowano. Ale kiedy Lenina wywieziono z Nowej Huty, ta część alei Róż nadal pozostała betonowym placem, który nijak nie służy mieszkańcom. Niestety, kiedy ją remontowano na początku XXI wieku, jeszcze mocniej utrwalono ten stan”.
Zapraszam do śledzenia kolejnych faz realizacji zwycięskiego projektu na facebookowej społecznej stronie „Aleja Róż na nowo”  – obecnie mamy już 2,8 tys. obserwujących, co mnie niezwykle cieszy.

Choć w Nowej Hucie wiele się dzieje, dzielnica ta ma wciąż ogromny potencjał do wykorzystania.

Zgadza się. Nasz mural z kotkiem Włodkiem znajduje się na szlaku murali literackich, a pod „Robaczkiem” rzeźbą na skwerku osiedla Centrum D wykonaną w stylu artysty Mariana Kruczka, który ponad 30 lat mieszkał na tym osiedlu, fotografują się grupy turystów z Free Walkative Tour Kraków. To stamtąd najokazalej prezentuje się Helikopter – pierwszy wieżowiec w Nowej Hucie, w którym mieszkał zestaw niezwykle ciekawych i twórczych osób – artystów, operatorów Polskiej Kroniki Filmowej oraz fotografików. Aby w pełni móc docenić urok tego miejsca polecam pohuśtać się na huśtawce z widokiem na piękną architekturę tej okolicy. Rewitalizacja tego podwórka to zresztą kolejny świetny przykład na oddolną współpracę mieszkańców oraz różnych interesariuszy, w tym Pronobis Studio , które z uważnością wysłuchało nas w ramach unijnego projektu „Spotkajmy się na podwórku” realizowanego przez Zarząd Zieleni Miejskiej w Krakowie.  Bardzo mnie cieszy również to, że udało się w projekcie nawiązać do historii tego miejsca. Jak wspomniałam, Robaczek nie wziął się w tym miejscu przez przypadek. Między blokami os. Centrum D 1, 7, 8 i 9 w 1973 roku działała w czynie społecznym słynna Galeria Pod Chmurką, prowadzona z inicjatywy wspomnianego artysty Mariana Kruczka. Bardzo nam zależało na jej upamiętnieniu i obecnie cieszy, że inspiruje ona do działań wokół jego niezwykłej postaci.

Jak udaje ci się łączyć życie zawodowe, działalność społeczną z życiem rodzinnym? Co pomaga ci złapać dobry balans i motywuje do codziennej pracy oraz pokonywania przeszkód w osiągnięciu założonych celi?  

Rowerowe podróże z córką Zosią. W pierwszą wyruszyłyśmy jeszcze w 2017 r. – objęła trasę z Wrocławia wzdłuż Odry i Nysy i zakończyła się nad Bałtykiem. To, co w takich podróżach mnie relaksuje to to, że mogą odbywać niespiesznie, bez spiny, bez fajerwerków za to ze zwiedzaniem miejscowych atrakcji, smakowaniem regionalnych produktów i odwiedzinami rodziny czy znajomych po drodze. W związku z tym, że ten model spędzania wolnego czasu realizujemy od lat – i zdaje się jesteśmy w tym dość wyjątkowe – zainteresował się nami feministyczny zin „Cyclistazine”, który wychodzi w Nowym Jorku. W grudniu – przy ogromnym wsparciu Ola Paduchna jego łamach pojawił się w nim materiał o naszych rowerowych wyprawach w duecie matka-córka. Prócz nas kilkanaście kobiet z całego świata opowiada o tym jak poznaje świat na dwóch kółkach.  Wszystkich zarażonych podróżniczą pasją zapraszam na nasz profil podróżniczy na Instagramie #bikephotostrip.  O naszych podróżach rowerowych szlakami EuroVelo opowiadałyśmy też w klubie podróżnika w Ośrodek Kultury Norwida – dzięki zaproszeniu od Katarzyna Danecka-Zapała, w pandemicznym 2020 roku poprowadziłyśmy też webinar podróżniczy dla Nowohuckie Laboratorium Dziedzictwa / Ośrodek Kultury Norwida

Masz za sobą ogrom doświadczeń zawodowych i życiowych. Co poradziłabyś młodym kobietom wchodzącym na rynek pracy i poszukującym swojej drogi zawodowej? O czym warto, by pamiętały one na co dzień realizując swoje pasje i ambicje?

Zamiast doradzać wolę słuchać innych – na przykład artystów z Nowej Huty w ramach przygotowywania cyklu „Twórcy z Nowej Huty” dla Głosu – Tygodnika Nowohuckiego. Innym przykładem może być słuchanie opowieści kobiet z Nowej Huty w ramach filmowego portretu Nowohucianek, który realizujemy wspólnie z reżyserem Grzegorzem Zaricznym dla Nowohuckiej Kroniki Filmowej. Jego celem jest budowanie współczesnej herstorycznej opowieści o dzielnicy. Jeszcze innym przykładem może być wsłuchiwanie się w opowieści z przeszłości zatrzymane w kadrach w rodzinnych albumów w ramach działań kolektywu Fotoświaty (wspólnie z Zosią Karnasiewicz i Olą Paduch). Realizuję się w byciu w ciągłym ruchu, działaniu, w cyrkularności tego, co dostaję i tego co oddaję. Jeśli miałabym cokolwiek poradzić młodym kobietom wchodzącym na rynek pracy i poszukującym swojej drogi zawodowej, to z mojej perspektywy powiedziałabym, że warto angażować się równolegle do swojej drogi zawodowej w sprawy miejskie. Ja sama szybko odkryłam, że gdy robię coś dla siebie w przestrzeni miasta to tak naprawdę robię dla wszystkich. 

Wywiad przeprowadzony przez Beatę Pałac

Zdjęcie na grafice: Magda Rymarz