O Emily Dickinson (1830–1886) często mówi się w kontekście jej enigmatycznej biografii i niemal zupełnego odizolowania od świata. Dywaguje się na temat przyczyn tego wycofania, możliwych chorób i kryzysów psychicznych, potencjalnych kochanków i kochanek. Jednak w tej fascynacji jej życiem i szukaniu sensacji gdzieś ucieka jej twórczość – wciąż zaskakująco świeża i absolutnie niezwykła.
„Emily – miała za zadanie myśleć”
Poetka tylko kilka razy opuściła rodzinną miejscowość Amherst w Nowej Anglii, stopniowo wycofując się ze społeczeństwa. Pod koniec życia praktycznie nie wychodziła ze swojego pokoju na piętrze, ubierając się tylko na biało i zyskując przydomki „pustelnicy” lub „mitu”. Utrzymywała za to żywą korespondencję z przyjaciółmi. Bliscy wiedzieli, że Dickinson pisała wiersze – za jej życia w druku ukazało się ich jedenaście (większość anonimowo, niektóre, zdaje się, bez jej zgody), często przesyłała je w listach, a siostra, Lavinia, komentowała, że w ich domu „Emily – miała za zadanie myśleć”. Jednak chyba nawet młodsza Dickinson nie spodziewała się, że otwierając kuferek po śmierci siostry, znajdzie tak ogromną liczbę utworów. Niektóre Emily przepisywała na czysto i zszywała nicią w małe książeczki (fascicles), inne zapisywała na luźnych karteczkach, kopertach, ulotkach, papierkach po czekoladkach. Szacuje się, że zostawiła po sobie niemal 1800 wierszy.
Edytorskie wojny
Dickinson to jedna z niewielu poetek i poetów, których można rozpoznać na pierwszy rzut oka – głównie dzięki charakterystycznym pauzom tnącym wersy i rzeczownikom pisanym Wielką Literą. Do tego dochodzi charakterystyczny styl, przypominający bardziej poezję z XX, a nie XIX wieku – rwana składnia, niedokładne rymy, zaskakujące złożenia i używanie słów w nietypowych kontekstach. Wiersze okazały się na tyle nieortodoksyjne, że pierwsi wydawcy dokonali znaczącej „korekty” – usunęli pauzy i wielkie litery, nadali tytuły i zmienili niektóre słowa. Pierwsze krytyczne wydanie z oryginalną pisownią przygotował Thomas Johnson – dopiero w 1955 roku. W 1998 wyszła z kolei edycja opracowana przez Ralpha Franklina, a w 2016 – Cristanne Miller. Każda z nich przedstawia konkurencyjną koncepcję zapisu wierszy – często trudnych do odczytania i dopasowania, istniejących w wielu wariantach.
Domniemana osoba
Co jest jednak – poza formą – tak niezwykłe w tych wierszach? Problem polega na tym, że każda próba dopasowania Dickinson zdaje się boleśnie ją ograniczać, wtłaczać do za ciasnych szufladek. Pisała o fascynacji śmiercią i pszczołach w swoim ogrodzie, pożądaniu i lęku przed wiecznością. Sama mówiła, że jej podmiot liryczny to „domniemana osoba”. Przybierała wiele masek. Bywała zmysłowa i przewrotna, głęboko religijna i bluźniercza, śmiała i wyciszona, dziecięca i refleksyjna. Język jej poezji jest niesamowicie gęsty, w kilku słowach potrafiła zawrzeć oszałamiającą mnogość obrazów i znaczeń. Uwielbiała zagadkę, paradoks i grę słów. Często otwierała wiersz jakąś definicją, by potem ją komplikować, stawiać więcej pytań niż odpowiedzi. Jednak mimo braku możliwości uchwycenia jej w paru akapitach, spróbuję wydobyć kilka elementów, które przewijają się w jej twórczości najczęściej – i które poruszają mnie najmocniej.
„Jedni święcą Niedzielę w Kościele – / Ja, święcę ją w Domu –”
Emily Dickinson wywodziła się z bardzo religijnego, purytańskiego środowiska. Gorączkowe, pełne nadziei i buntu poszukiwania duchowe stale przewijają się w jej poezji. Często używała zresztą metaforyki biblijnej, a w melodii jej wiersza słychać echa protestanckich hymnów. Mimo tego zakorzenienia w tradycji chrześcijańskiej i złożonej duchowości Dickinson pozostawała niechętna wobec doktryn. Jako jedna z nielicznych w najbliższym gronie nie złożyła popularnego wówczas publicznego wyznania wiary. Bóg to w jej wierszach surowy, okrutny „Tata tam w górze”, który „gmera w Duszy” i skazuje na bezsensowne cierpienie. Zarazem ten karzący ojciec jest w gruncie rzeczy zabawny w swoim napuszeniu i przedstawiany z ironiczną czułością. W roztrząsanych przez Dickinson kwestiach wiary swobodnie przeplatają się więc lęk, miłość, wyrzut i filozoficzna głębia.
„Od Natury proste Wieści – / Czułe i dostojne”
Niepokój przed wiecznością łączy się u Emily Dickinson z ogromną miłością do tego, co na ziemi. W jej wierszach wybrzmiewa niemal ekstatyczny zachwyt naturą – dziecięca radość z piękna kwiatów, ale i skrupulatne, prawie naukowe obserwowanie węży czy ptaków. Poetka sięga po to, co bliskie – obserwacje przydomowego ogrodu stają się inspiracją dla prawdziwych dramatów egzystencjalnych, gdzie główne role grają Pszczoły, Róże i Drozdy. Często jednak opisuje także to, co dalekie, egzotyczne miejsca, których nigdy nie zobaczyła –
Wulkany, Kaszmir, Brazylię. Znaczące, że po śmierci poetki kondukt pogrzebowy ominął centrum Amherst, aby – zgodnie z wolą zmarłej – przenieść trumnę przez łąki.
„Cenię w spojrzeniu Agonii / To że jest prawdziwa –”
Emily fascynuje śmierć, a może raczej Śmierć – w paru wierszach spersonifikowana jako szarmancki dżentelmen, zabiegający o względy persony lirycznej. W wielu utworach pojawia się motyw utraty, wyrwy, bólu. Niektóre zdają się niemal próbą oswojenia cierpienia i dojmującego braku, uchwycenia ich w słowa – „Niebo” zostaje zdefiniowane jako „to, czego nie sięgam”, a „Pragnienie uczy Wody”. Zarazem to, co najmroczniejsze, często kryje się nie w groźbie śmierci, a we własnym wnętrzu – tak jak przerażające „Ja – gdy się zaczai / Za Samym Sobą” albo pękająca „Deska Rozumienia” w mózgu.
„Dzikie – Dzikie Noce! / Gdzie ja z tobą”
Emily Dickinson nigdy nie wyszła za mąż. Istnieją różne hipotezy co do jej życia uczuciowego i seksualności, a zainteresowanie podsycają jeszcze poetyckie listy do „Mistrza” (Master letters), w roli którego badacze obsadzają różnych kandydatów i kandydatki (w tym żonatych mężczyzn oraz bratową i bliską przyjaciółkę – a może więcej niż przyjaciółkę? – Susan). Nie ulega jednak wątpliwości, że wiersze miłosne Emily Dickinson buzują od napięcia i zmysłowości. Uczucie w jej poezji pochłania w całości, gwałtownie i przerażająco, jak nektar pszczołę, twarz ukochanej osoby przyćmiewa oblicze Boga, a spotkanie z władczym Morzem albo kurtuazyjnym Śmiercią podszyte jest subtelnym erotyzmem. Jest w tych wierszach niezwykła intensywność, wręcz zachłanność i głód uczucia.
„Mój boski tytuł – taki! / Żona – bez Oznaki!”
Jednocześnie sporo w poezji Emily Dickinson krytycznego namysłu nad związkami uczuciowymi, a szczególnie – małżeństwem. Z listów pisanych w młodości przebija strach przed utratą niezależności oraz „wchłonięciem” przez drugą osobę. W wierszach pojawia się niepokój związany z rolą żony, w której, w milczeniu, narasta „Brak”. Poczuciu zniewolenia – „zamykania w Prozie” – przeciwstawiona zostaje erupcyjna sprawczość, wyrażana w metaforyce wulkanu albo życia porównanego do „Nabitej Strzelby”.
„Poeci zapalają Lampy – / Sami – gasną –”
Poezja Dickinson stanowi spore wyzwanie – intelektualne i emocjonalne. Często pozostawia w odbiorcy bolesną wyrwę, intryguje niedopowiedzeniem, dziwnością, a zarazem uderzającą trafnością porównań. Przyciąga artystycznym nowatorstwem, ale i wrażeniem bliskości. Zresztą, może na koniec dobrze oddać głos samej Emily Dickinson: „Jeśli czytam książkę i jest mi tak zimno, że żaden ogień nie może mnie ogrzać, wiem, że to jest poezja. Jeśli fizycznie czuję, jakby zdejmowano mi wierzch głowy, wiem, że to jest poezja. Tylko tak wiem. Czy jest jakiś inny sposób?”. (Pola Biblis)
Cytaty wierszy w przekładach Krystyny Lenkowskiej i Stanisława Barańczaka.
Ostatni cytat z listu Dickinson w przekładzie Agnieszki Salskiej.