Kobiety Józefa Mehoffera, kobiety Galicji

Kilka dni po imieninach Józefa Mehoffera sięgamy do Galicji końca XIX i I połowy XX wieku, po życiorysy osób, z których wiele przeżyło dwie wojny światowe. W obecnej sytuacji oprócz wszelkiej pomocy to, co możemy robić – to robić swoje. Budujmy pokój na świecie budując spójność społeczną, przypomnijmy o zapobiegliwości XIX-wiecznej wdowy wychowującej 5 synów i wdowy po artyście chroniącej w czasie wojny spuściznę męża. Poznajmy życiowe wybory kobiet Józefa Mehoffera.

Patrzenie na kobiety przez pryzmat mężczyzn może odbierać im podmiotowość, a zestawienia typu „jeden mężczyzna w centrum plus kilka kobiet dookoła” utrwala stereotyp, który nikomu nie służy. Jednocześnie wiedzę o realiach życia dawnych kobiet często zawdzięczamy badaniom na temat sławnego pisarza, artysty albo polityka. Często nie mamy innych źródeł niż te dotyczące mężczyzny i badając jego życie dowiadujemy się o realiach społecznych, które wpływały na życiowe wybory innych osób, w tym kobiet. Czytając krytycznie możemy zauważyć sytuację, w której przedłużające się narzeczeństwo może zrujnować życie niedoszłej pannie młodej (ale nie panu młodemu), albo jak zatroszczyć się o syna w Galicji, w III ćwierci XIX wieku.

Żona: Jadwiga z Janakowskich Mehofferowa

Józef Mehoffer poznał Jadwigę w Paryżu, dziś powiedzielibyśmy – przez wspólnych znajomych, wtedy – obracali się w podobnych kręgach towarzyskich. Razem odkrywali zabytki i dzieła sztuki stolicy Francji i okolic, wspólne zainteresowania wykraczały poza typowe ówczesne wykształcenie. Jadwiga studiowała w Monachium malarstwo, zachowało się kilka jej (dobrych!) obrazów i szkice. Gdy przyjęła oświadczyny Mehoffera, zrezygnowała z własnej twórczości. Uznała, że nie chce być – cytuję – „ścieżką przy gościńcu”. Umiała ocenić swoje doświadczenie na tle jego i uznała prymat jego talentu. Tak wybrała.

Mehoffer oświadczył się po tym, jak Jadwiga poważnie zachorowała. W dniu ślubu miała 28 lat, on 30. Jak na tamte czasy, było to późno. Podobno zaproponował jej „białe małżeństwo” i spokojny związek oparty na przyjaźni. Jednak już w czasie podróży poślubnej namalował „Portret żony (florencki)”, na którym widzimy ją niepewnie uśmiechniętą, w lekko wyliniałym, podróżnym futerku, z niesfornymi kosmykami wychodzącymi spod kapelusza. Jego to zachwycało, ją niekoniecznie. Wolała siebie jako damę, jako Paryżankę, jak później w „Dziwnym ogrodzie”. Na tym niemal kameralnym, rodzinnym portrecie Jadwiga jest w ciąży. Być może tej nowej sytuacji, gdy daleko od doświadczonych kobiet z rodzin i przyjaciółek, w momencie zmiany niespodziewanie poczuli, że są trwale zdani na siebie, zawdzięczamy szczególny nastrój tego portretu.

Jadwiga często mu pozowała, znajdziemy jej twarz w licznych jego dziełach, w witrażu „Ars longa vita brevis”, na obrazie „Słońce majowe” i innych. To coś więcej niż w przypadku autoportretów albo widoków z okna artysty, gdy pracuje się po prostu z tym, co jest w zasięgu możliwości. Warto zwrócić uwagę na „Portret żony (ornantowy)” na tle wytłaczanej tkaniny. W Muzeum Domu Józefa Mehoffera ten portret i tkanina wisiały obok siebie, co potęgowało wrażenie, jakby państwo Mehofferowie na chwilę wyszli i mieli zaraz wrócić. Po II wojnie światowej owdowiała Jadwiga zadbała o to, aby wszelkie notatki męża trafiły do Ossolineum, wtedy już wywiezionego ze Lwowa i umieszczonego we Wrocławiu. Znajdują się tam również rękopisy jej opracowań twórczości męża. Twórczości, którą znała od pomysłu, przez ustalenia z fundatorami, po recenzje. Jestem ciekawa, czy kiedyś jej teksty zostaną opublikowane, również jako dokument jej myśli, jej postrzegania życia, w którym brała udział.

Szwagierka: Wanda Janakowska

Młodsza siostra Jadwigi kształciła się u najlepszych nauczycieli muzyki. W liście do matki Mehoffer komentował nieco złośliwie, że to rodzice chcieli zrobić z córek artystki. Pobrzmiewa w tym gorycz różnic finansowych, które na tym etapie mocno odczuwał oraz – pamiętajmy, że to młody mężczyzna pisze do swojej matki o kobietach. Biorąc pod uwagę kontekst społeczny, nie mógł pisać zachwytów.

A Wanda niewątpliwie go zaintrygowała. Widzimy ją na trzech płótnach z lat 1896-7. Najpierw w „Rozmowie” pochyla się w liliowej bluzce i jej sylwetka jest dominantą. Dwa kolejne obrazy to całościowe, reprezentacyjne portrety „Śpiewaczka” i „Muza”. Każda faktura ma znaczenie, każdy detal gra z całością. ”Śpiewaczka” została nagrodzona medalem na Wystawie Światowej w Paryżu, sukces był ogromny.

Można znaleźć informacje, że Mehoffer najpierw skłaniał się ku Wandzie, a potem „wybrał” Jadwigę. Znów, weźmy pod uwagę epokę: gdy się poznali, Jadwiga była zaręczona, czyli poza zainteresowaniem. Dopiero gdy ten przeciągający się dawny układ został rozwiązany, Mehoffer mógł zacząć myśleć o niej poważnie. Podkreślanie „wyboru” zakłada wolność, swobodę, a wtedy małżeństwo było też pewnym układem. Mehoffer, jako młody artysta wyróżniający się w Polsce i niewyróżniający się w Paryżu, z perspektywy rodziców panny na wydaniu nie był najlepszą możliwą partią. Mehoffer poślubił Jadwigę, a ostatecznie Wanda w 1922 roku wstąpiła do zgromadzenia sióstr niepokalanek pod imieniem Bogdana. 

Przyjaciółka: Wanda Strażyńska

Najbardziej tajemnicza z wymienionych tu kobiet, choć historia jest bardziej smutna niż dramatyczna. Nie wiadomo, jak się poznali. Być może w pociągu, jako że oboje przemierzali najczęściej pojedynczo trasę Kraków-Paryż, z dworcami, przesiadkami i całym XIX-wiecznym obyczajem podróżniczym. Mehoffer pisał, że „odebrała mu wszelką myśl o sztuce”. Pisał też: „Z panną Wandą jestem na stopie bardzo serdecznej. Powiedziała mi sama, że z nikim nie była tak jak ze mną. Kiedyś moim powiedzeniem zrobiłem jej przykrość – i potem męczyłem ją cały wieczór, przekonując, że mnie źle zrozumiała, co było rzeczywiście, bo jej powiedziałem, żeby nie myślała, że ja dlatego robię jej wymówki, że za…” – to jedyne miejsce w dzienniku Józefa Mehoffera gdzie notatki, pisane w dodatku ołówkiem, urywają się.

Wanda była nieco starsza od Mehoffera. Jej matka chorowała, co oznaczało z jednej strony wydatki, a z drugiej – jeszcze większą presję na szybkie zamążpójście zapewniające stabilizację finansową. Mehoffer się nie oświadczył, Wanda przyjęła innego. Jeszcze po jej ślubie utrzymywali serdeczne stosunki, co było towarzyskim ewenementem. Namalował wtedy jej portret, który mógłby nosić podtytuł „zakłopotanie”: modelka siedzi sztywna, trzyma ręce w nienaturalnej pozycji, ujęcie jest wyjątkowo niekorzystne i deformuje jej sylwetkę, a kolory – nieszczególne. Być może w innym czasie, w innej pozycji, z innym pomysłem taki portret mógłby się udać.

Jadwiga Puciata-Pawłowska (badaczka, która opracowała dziennik Mehoffera) uznała ich relację za coś więcej niż przyjaźń. Po latach Jadwiga Mehoffer pisała, że to Wanda źle oceniła fascynację Mehoffera, że Wandzie to imponowało. Pamiętajmy, że to słowa pisane z perspektywy wdowy po wielkim artyście opisującej wydarzenia sprzed niemal pół wieku. Herstoria to uwzględnianie kontekstu, patrzenie z różnych stron, na każdego z bohaterów – i bohaterek. Mehoffer niewątpliwie przeżył coś ważnego, a Wanda miała ogromny wpływ na jego życie już choćby tym, że to właśnie przez Wandę jako wspólną znajomą poznał siostry Janakowskie. To Wanda tłumaczyła Mehofferowi, że jego żona musi być inteligentna, bo żona musi mu wystarczyć na całe życie. Posłuchał.

Matka: Aldona z Polikowskich Mehofferowa

Samotnie wychowała pięciu synów. Gdy owdowiała, Józef miał 4 lata, a najmłodszy Wilhelm był niemowlęciem. Dla niej, tak samo jak dla matki Wandy Strażyńskiej, było ważne aby jej dzieci osiągnęły stabilizację finansową; aby synowie zdobyli pewny zawód i mogli się utrzymać. Jej mąż Wilhelm Mehoffer był starostą ropczyckim, a później sędzią rejonowym, czyli jednym z najważniejszych przedstawicieli CK monarchii w miasteczku. Kariera prawnika lub urzędnika była pewnikiem, dlatego matce zależało, aby Józef oprócz malarstwa studiował prawo. I rzeczywiście, Józef Mehoffer uzyskał absolutorium na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zawdzięczamy jej jednak znacznie więcej, mianowicie – listy.

Wiele pomysłów klaruje się dopiero w opisie, zna to każdy pisarz i każdy twórca. Herstoria też inaczej wygląda w zamyśle, inaczej opublikowana. Stypendium w Paryżu zakładało, że Mehoffer musiał pisać wykładowcom nad czym pracuje, miał też prowadzić dziennik. W dzienniku notatki są skrótowo-hasłowe – pełno tam myślników – to utrudnia odbiór. Matce musiał lub chciał wyjaśnić więcej, dlatego np. zmiany koncepcji witraży do katedry we Fryburgu badacze śledzą badając właśnie jego listy do matki. Choć jej listy się nie zachowały, to jego korespondencja jest dowodem jej systematycznej, konkretnej, odpowiedzialnej troski o dziecko co najmniej do momentu pełnej samodzielności finansowej.

Muza: Irena Solska z domu Pomian

Wybrał ją na modelkę do dzieła, które stało się przełomowe, w którym po raz pierwszy widzimy jego styl jako dojrzałego artysty: jako alegoria Szwajcarii do witrażu „Matka Boska Zwycięska” z kolegiaty we Fryburgu. Pierwszy szkic tej postaci znamy z listu do sióstr Janakowskich, w którym prosi je o znalezienie w Paryżu odpowiedniej tkaniny na ubiór dla niej. Tkanina musiała być gruba, sztywna, taka, na której da się haftować złotą nicią. Mówimy o tkaninie  na płaszcz postaci na witrażu. Tak, Józef Mehoffer był perfekcjonistą i równie uważnie szukał modelki. Znał Irenę (wówczas) Pomian jako aktorkę, widział ją w wielu sztukach w Krakowie. Szukał w niej dostojeństwa, wytworności i wdzięku, a jej wyrafinowana uroda miała łagodzić brutalną scenę bitwy umieszczoną w tym samym witrażu. Badacze  podkreślają, że jest uniwersalna, dzięki niej scena przestaje być epizodem historycznym, a jedyne, co Helvetia ma XIX-wiecznego, to fryzura. Biskup był innego zdania, komentował że Matka Boża Zwycięska i Helvetia w tym witrażu to rywalki. Zleceniodawcy z Fryburga byli tak oszołomieni, że o opinię zapytali malarza Ferdinanda Hodlera i dopiero gdy jego głos dołączył do chóralnego zachwytu, przyjęli Irenę Pomian jako uosobienie swojej Ojczyzny.

W komentarzach z epoki zadziwia zbieżność sformułowań: kalejdoskop, feeria barw drogie kamienie i inne jubilerskie skojarzenia. Do typu urody Ireny Pomian rzeczywiście najbardziej pasują czyste barwy rubinu, szmaragdu, szafiru. Jej urodą, osobowością, talentem zachwycał się  nie tylko cały Kraków, cała Młoda Polska. Pozowała m.in. Wojciechowi Kossakowi (jako Infantka), Stanisławowi Wyspiańskiemu, Jackowi Malczewskiemu, Leonowi Wyczółkowskiemu i Witkacemu. Jej dalsze losy są jeszcze ciekawsze – w dwudziestoleciu realizowała się nie tylko jako aktorka i już nie jako czyjakolwiek muza; prowadziła teatr, a w czasie II wojny światowej ukrywała żydowskie dziewczęta. W latach 80. XX wieku ukazały się jej listy, a kilka lat temu feministyczna biografia przygotowana przez rosyjskojęzyczną badaczkę. Do Ireny Solskiej wrócimy w jednej z kolejnych herstorii we wtorek. Warto już teraz zobaczyć ją nie jako femme fatale, ale jako osobę, która tworzyła i inspirowała.

Modelka: Cynie

To chyba jedyny olejny akt pędzla Józefa Mehoffera. Jedyny – ale jaki! Wybrzmiewają te faktury, które grały w „Śpiewaczce”, których szukał projektując w głowie płaszcz dla Helvetii. Ten obraz oddziałuje na zmysł dotyku patrzącego – oto synestezja w praktyce. Ciepłe barwy cynii jeszcze podkreślają nagość kobiety. Cynie w kulturze ludowej kojarzą się erotyczne, gdyż w rozkwicie wydłuża się środkowa część kwiatu, stercząca powyżej mięsistych płatków. Mamy ciepłe kolory, całą gamę odcieni czerwieni, łóżko w tle, miękkość tkanin, kwiatów i ciała. Według mnie kluczem do zachwytu Mehofferem jest właśnie to płótno, ta cielesność kwiatów i naturalność ciała, te niedomówienia, te kwiaty – niby rozrzucone, a jednak ułożone. To skończone, przemyślane dzieło, kompozycja, całość. Kogo na obrazie widzimy? – nie wiem. Modelkę. Kobietę. Jakby poza obrazem nie istniała. Pamiętajmy, że herstoria pełna kolorowych obrazów ma wiele białych plam. Razem je odkrywamy.