Sto lat sporu o literaturę kobiecą

W polskiej publicystyce gorąco dyskutowano o tym, czy literatura tworzona przez kobiety, poruszająca problemy kobiet różni się stylem od literatury „ogólnej”, czyli „męskiej”?  Głos zabrały pisarki, poeta (Antoni Słonimski), krytycy literaccy i historycy literatury, a z czasem badacze. Dawna polemika nadal wiele mówi nam o odbiorze literatury.

Zaczęło się od artykułu pisarki Ireny Krzywickiej z roku 1928, w którym apelowała o prostotę i pomstowała na przerost stylu, który nazwała “barokowym”, nad treścią, co uważała za przejaw złego smaku. Przypisała te przywary pisarstwu kobiecemu, a jako przykład przytoczyła fragment dzieła Marii Kuncewiczowej. Artykuł nie jest wyważony ani bezstronny, znajdziemy w nim chwyty retoryczne deprecjonujące twórczość kobiet ze względu na płeć autorek. Co ciekawe, autorzy kolejnych tekstów w tej sprawie pokazywali, że ową nadmierną ozdobność stylu nowe pokolenie pisarek zaczerpnęło z książek… Juliusza Kadena-Bandrowskiego, czyli zdecydowanie nie jest to przypadłość kobieca. Warto podkreślić, że celem Ireny Krzywickiej była troska o jakość literatury i zwrócenie uwagi na sposób opowiadania historii, choć wybrała do tego formę deprecjonującą koleżanki po piórze.

Wywołana w tekście Maria Kuncewiczowa odpowiedziała broniąc spojrzenia szerszego niż płeć, niż jedna perspektywa oraz pluralizmu i wolności w sztuce. „Jest w interesie zarówno mężczyzn jak kobiet, pomnażanie, kultywacja każdej odrębności, przecież wspólnie czerpać będziemy z bogactwa” – te słowa nawet dziś brzmiałyby mocno, choć może zdanie jest za długie do wypisywania na kartonach w czasie protestów.

Te dwa artykuły pisarek rozpoczęły szerszy spór o styl i ukazały dwa ścierające się nurty literackie: psychologiczny realizm klasycyzujący (tu mamy np. prozę Jarosława Iwaszkiewicza i Zofii Nałkowskiej) oraz nurty ekspresjonizujące, w tym oniryzm i prymitywizm. Temat można uznać za zamknięty w roku 1932, gdy Maria Dąbrowska opublikowała pierwszy tom „Nocy i dni”. Nie dało się tej powieści (ani jej autorki!) pominąć milczeniem, ani zminimalizować jej znaczenia retorycznym chwytem. Po raz kolejny okazało się, że jako ludzi więcej nas łączy niż dzieli, dobra literatura to dobra literatura, a problemy kobiet to problemy ludzi.

Minęło prawie sto lat, a termin literatura kobieca funkcjonuje nadal i nadal często w ujęciu deprecjonującym. Jest to o tyle nietrafione, że pamiętajmy, że większość czytelników w Polsce to kobiety.  W raporcie o stanie czytelnictwa za rok 2020 czytamy: „lektura książek jest domeną kobiet. Kobiety czytają częściej niż mężczyźni (odpowiednio 51% i 33%), wśród kobiet większa jest również grupa osób czytających najintensywniej – co najmniej 7 książek w ciągu roku przeczytało 15% z nich (w przypadku mężczyzn odsetek ten wynosi 7%). Nie bez znaczenia jest tu fakt, że także wśród osób z wyższym wykształceniem przeważają kobiety”. Jedna z polskich pisarek pisząca popularne „kobiece” książki jest rozchwytywana przez wydawnictwa bo wiadomo, że jej książki gwarantują wydawnictwu dochód, który pozwala na sfinansowanie ambitnych projektów, publikacje debiutantów lub – noblistów. (Celowo nie wspominam w tej #herstoriiwewtorek o twórczości i odbiorze Olgi Tokarczuk: myślę, że mamy świadomość, aby nie zamykać jej dzieła w schematach).

Czyli, parafrazując, „dobra literatura nie ma płci”? Ależ ma – lecz to nie płeć determinuje wartość literacką. Możemy preferować styl oszczędny lub metaforyczny, polemizować, przywoływać argumenty, szukać w książkach bohaterek-heroin lub obrazów z życia codziennego – lecz przede wszystkim rozmawiajmy ze sobą, nie tylko o książkach.

#herstoriawewtorek #dziejesięherstoria

ZO-Z

Na ilustracji Maria Dąbrowska, autorka nie tylko “Nocy i dni”.