Jak One To Robią: Wywiad z Aleksandrą Wańczyk

Aleksandra Wańczyk – muzealniczka z wykształcenia, zamiłowania i zawodu; pracownica Muzeum Ziemi Bieckiej, gdzie realizuje innowacyjne projekty edukacyjne; autorka i prowadząca podcast Trwałość Pamięci, kuratorka wystaw (w tym wystawy Wandy Fik-Pałkowskiej, ostatniej w karierze artystki), autorka publikacji naukowych i felietonów z obszaru szeroko pojętego dziedzictwa kulturowego (https://muzeon.pl/author/awanczyk/, https://orcid.org/0000-0002-3234-6351); doktorantka Akademii Ignatianum w Krakowie w dyscyplinie: nauki o kulturze i religii.

Muzeum HERstorii Sztuki: Decyzję o pracy w niewielkiej instytucji jaką jest Muzeum Ziemi Bieckiej podjęła Pani świadomie, pragnąć zadbać o dziedzictwo kulturowe mniejszego miasta. Z pasją prowadzi Pani edukację wprowadzając nowe pomysły w ramach dość tradycyjnie prowadzonej instytucji. Skąd wzięła się u ciebie ta pasja muzealnicza i jej ukierunkowanie na lokalność?

Aleksandra Wańczyk: Pasja do muzealnictwa zakiełkowała u mnie już w przedszkolu, kiedy to zabrano mnie, z grupą równolatków, na pierwszą w moim życiu wystawę. Doświadczenie to rozbudziło we mnie marzenie o byciu „panią z muzeum” i można powiedzieć, że od tamtej pory krok po kroku staram się „wydeptywać” sobie tę drogę między zabytkami. Choć mam ciągle z tyłu głowy, że nie jest to branża, która przyniesie mi realną stabilizację finansową, to, co mnie do niej przyciąga to misyjność oraz pasja. Praca w Muzeum Ziemi Bieckiej poniekąd znalazła mnie sama, a ponieważ historię Biecza i potencjał muzeum uznałam za arcyciekawy zdecydowałam się przyjąć tę ofertę pracy. Podjęłam się tego wyzwania mimo świadomości, że lokalna społeczność jest dość hermetyczna i stworzenie ciekawego programu edukacyjnego w muzeum nie będzie zadaniem łatwym. To, co mnie przekonało to możliwość realizacji swoich pomysłów i fakt, że wpływ moich działań na pewno będzie zauważalny. 

Misyjność to zatem jeden z głównych motywatorów Pani działania?

Tak, chyba nikt, kto nie kieruje się w swoim życiu zawodowym właśnie misyjnością nie dojeżdżałby codziennie, jak ja, dwoma, czasem trzema autobusami do małego miasteczka oddalonego od miejsca zamieszkania o prawie 60 km przy warunkach finansowych „typowych” dla sektora kultury (śmiech). Formuła pracy zdalnej, w instytucjach takich jak ta, w której pracuję to wciąż nowy koncept, który przyjmowany jest z dużą rezerwą, zaś procedurę pozyskiwania zewnętrznych środków finansowych jako instytucja dopiero rozpoczęliśmy. W październiku rozpoczęłam kształcenie w Szkole Doktorskiej i w pewnym sensie znajduję się na rozdrożu jeśli chodzi o moją dalszą drogę zawodową, mimo, że moje zainteresowania badawcze w pełni pokrywają się z obowiązkami zawodowymi.

Zacznijmy jednak od początku. Jak przebiegała współpraca ze społecznością lokalną w Bieczu oraz próba stworzenia z Muzeum Ziemi Bieckiej miejsca otwartego na mieszkańców?

Biecz jest społecznością zamkniętą, co bardzo uderzyło mnie jako osobę, która wychowała się i uczyła w miastach (Nowy Sącz, Rzeszów, Kraków). Gdy rozpoczęłam pracę, bardzo szybko przyszła świadomość jak dużo kwestii wymaga zmiany. Przez miniony rok, udało się nowoutworzonemu zespołowi Muzeum Ziemi Bieckiej zrobić bardzo wiele, by wymienić choćby Różową skrzyneczkę czy zaangażowanie w WOŚP. Choć z perspektywy dużego miasta „projekty” te mogą się wydawać mało przełomowe, w skali Biecza wiązały się z dużym zaangażowaniem oraz koniecznością pokonania wielu mentalnych barier administracji oraz samych mieszkańców. Były one postrzegane jako cokolwiek kontrowersyjne. I mimo, że, jako osoba personalnie zaangażowana w te inicjatywy na własnej skórze odczułam też skutki niezadowolenia części społeczności, mogę powiedzieć, że koniec końców udało się nam udowodnić mieszkańcom, że Muzeum Ziemi Bieckiej to nie jest muzeum tylko z nazwy. Bo muzeum, w moim rozumieniu to przede wszystkim ludzie. 

Co dokładnie pani przez to rozumie?

Współczesne muzeum to przede wszystkim muzeum świadome, muzeum, które dopuszcza partycypację i muzeum, które żyje. W środowisku muzealników używa się często opozycji muzeum – templum czyli muzeum świątynnego versus muzeum – forum, czyli opiniotwórczej agory. Przejście instytucji muzealnych w kierunku modelu muzeum – forum to według mnie właściwy kierunek i w swoich działaniach zawodowych kieruję się takim właśnie etosem. Kluczem jest nie tyle samo organizowanie kolejnych wydarzeń czy wystaw, lecz realne zaangażowanie miejscowej ludności w prowadzone przez muzeum aktywności. Tylko dzięki temu ludzie będą w stanie odbierać wartości, misję i wizję reprezentowaną przez muzeum, jako swoje własne. 

Co jeszcze motywuje Panią do codziennej pracy oraz pokonywania przeszkód w osiągnięciu założonych celi? 

Poczucie sprawczości i kontakt z drugim człowiekiem to dwa fundamenty, które budują moją codzienną motywację. Wychodzę z założenia, że kultura to ludzie i muzeum to ludzie. To, co pobudza mnie do działania to aktywizacja lokalnej społeczności i rozbudzanie w niej świadomości, że to, co prezentuje muzeum to nie jest abstrakcyjne „dziedzictwo kulturowe”, lecz coś konkretnego. To coś, co po nas zostanie i właśnie dlatego warto je wspólnie pielęgnować i promować. 

Co według Pani sprawia, że jest Pani skuteczna w swoich działaniach, co sprawia, że udaje Pani się osiągać to, co dla wielu stanowi wyzwanie? 

Jestem typem „zadaniowca”, nie uznaję sformułowań typu „nie da się” czy „nie mam czasu” (śmiech).  Jakiejkolwiek pracy bym się nie podejmowała, podchodzę do niej bardzo ambitnie i rozciągam dobę do granic możliwości. Na pewno pomaga mi dobra organizacja czasu – umiejętności tej uczyłam się stopniowo przez całe życie. Myślę też, że jest to szalenie ważne, żeby wiedzieć jak dobrze planować pracę i wykorzystywać możliwości, jakie daje obecnie praca zdalna. Oprócz tego pomaga mi na pewno właściwa priorytetyzacja zadań oraz świadomość, że trzeba nauczyć się mierzyć siły na zamiary. Wiele osób zniechęca się do działań z uwagi na wspomniane już problemy finansowe sektora kultury – szczególnie brak środków na dodatkowe projekty czy inicjatywy. Uważam to jednak za wymówkę, ponieważ brak pieniędzy nie musi przekładać się na niemoc twórczą. Jest jeszcze, albo przede wszystkim, czynnik ludzki – można wiele osiągnąć dzięki współpracy z innymi ośrodkami, sponsorom oraz wolontariuszom, którzy udostępniają za darmo swój bezcenny czas oraz kompetencje. Przykładem mogą być organizowane przez Muzeum Ziemi Bieckiej spotkania dyskusyjne czy planszówkowe, które odbywają się bez wykorzystania dodatkowych nakładów finansowych. 

Jakie przeszkody czy ograniczenia (szeroko rozumiane, w tym zarówno systemowe, społeczne jak i własne, personalne) musiała Pani pokonać, aby móc zrealizować swoje ambicje życiowe oraz zawodowe? 

Zanim na dobre rozpoczęłam pracę w muzealnictwie musiałam pokonać sporo przeszkód o rozmaitym charakterze i właściwie wciąż się z wieloma borykam. Większość osób z mojego otoczenia odradzała mi tę ścieżkę kariery martwiąc się, że po studiach muzealniczych będzie mi trudno znaleźć pracę w branży. Nie ukrywam, że praca w tego typu instytucji jest dla mnie zderzeniem ideałów z rzeczywistością i jednocześnie cenną lekcją. Przekonałam się, iż nie zawsze i nie wszędzie zmiana, której bym chciała jest osiągalna. Nadal jednak wierzę, że możliwe jest znalezienie takiego miejsca pracy, w którym będę mogła realizować swoją wizję muzeum jako miejsca interaktywnego i współuczestniczącego. Choć w momencie, gdy rozmawiamy w Muzeum Ziemi Bieckiej wciąż borykamy się z wieloma przeszkodami i problemami, myślę, że można uczciwie powiedzieć, że, udało się nam z sukcesem przeprowadzić kilka ciekawych projektów.

Z jakich projektów i przedsięwzięć, które podjęła Pani w ramach współpracy z Muzeum Ziemi Bieckiej jesteś szczególnie dumna?

W ramach mojego etatu zajmuję się głownie edukacją i wolontariatem, podjęłam się też roli koordynatora dostępności. Ta ostatnia rola wymagała ode mnie nadrobienia w imieniu muzeum sporej ilości zaległych formalności, jako że ustawa w tej sprawie obowiązuje od 2019 roku, a czas płynie szybciej, niż się nam wydaje (śmiech). Fakt, że udało się w jakimś stopniu dostosować Muzeum Ziemi Bieckiej do potrzeb osób z niepełnosprawnościami napawa mnie dumą. Prócz tego na pewno warto wymienić nasze zaangażowanie w WOŚP, choć ta akcja bywa źródłem wielu niesnasek społecznych. Jako osoba odpowiedzialna za kolportaż informacji o działaniach muzeum (w tym w muzealnych mediach społecznościowych) musiałam zmierzyć się ze sporą ilością niekiedy naprawdę skandalicznych i personalnych komentarzy osób, które nie popierają inicjatywy Jurka Owsiaka. Ponadto, wśród projektów, które zaliczyłabym na poczet swoich sukcesów wymieniłabym montaż Różowej Skrzyneczki dla osób menstruujących w siedzibie muzeum. W kontekście małomiasteczkowej społeczności to projekt, który jest swego rodzaju precedensem. Prócz tego, mój pomysł „Wystawimy Cię! Start w MZB”. Polega on na udostępnieniu przestrzeni muzealnej debiutującym artystom – przez miesiąc mogą oni prezentować wybraną przez siebie pracę. Daje to szansę wystawienia swoich prac osobom, które nie mają w innym przypadku sposobności prezentowania swojej twórczości w kształcie typowo wystawienniczym. Wystawiani przez nas artyści mają możliwość rozpromowania swojej twórczości oraz zdobywają pierwsze, cenne doświadczenie publicznej prezentacji ich dzieła. Z kolei muzeum zyskuje ciekawy element uatrakcyjniający wystawę stałą poprzez wprowadzenie elementów sztuki współczesnej do zdominowanej przez XIX –wieczne artefakty wystawę stałą. Inicjatywa ta spotkała się z dużym zainteresowaniem –wszystkie terminy do października tego roku są już pozajmowane przez lokalnych artystów! 

Wspomniała Pani, że pośród pani obowiązków znajduje się także opieka nad muzealnymi wolontariuszami.

Uruchomienie wolontariatu muzealnego to projekt, który jest zdecydowanie najbliższy memu sercu. To wielka rzecz, ponieważ szalenie zależało mi, aby młodzi ludzie w Bieczu mieli możliwość twórczego spędzania czasu w kontrolowanych warunkach. Prócz biblioteki oraz naszego muzeum w Bieczu niestety brak klubów osiedlowych czy innych przestrzeni, w których młodzież mogłaby się spotkać. Być może to było powodem, dla którego odzew na nasz program był dość spory i – co szczególnie mnie ucieszyło – zgłosiło się sporo uczniów szkół średnich. Finalnie muzeum zyskało 5 stałych wolontariuszy, których traktować możemy jako pełnoprawnych pracowników. Zostali oni przeze mnie odpowiednio przeszkoleni, a także uzyskali odpowiednie zaświadczenia, które mogą przydać im się do podniesienia oceny z zachowania, coś, co może stanowić tzw. wartość dodaną (śmiech). Ponieważ część z nich nie odebrała tych dokumentów, wiem, że kieruje nimi motywacja wewnętrzna i przychodzą oni pomagać w muzeum ze szczerego zainteresowania oraz chęci. Jest to niezwykle budujące. Wolontariusze są przede wszystkim szansą na wniesienie do muzeum przysłowiowej świeżej krwi. Dla przykładu, między mną i najmłodszym z naszych wolontariuszy jest różnica 10 lat i jeśli chodzi o podejście do świata przepaść między nami jest ogromna, co jednocześnie daje możliwość spojrzenia na ofertę muzeum przez nowy pryzmat, odpowiadający potrzebom młodych ludzi. 

Czy jako kobieta – muzealniczka spotkała się pani z jakimiś szczególnymi wyzwaniami w pracy?

W świetle ustawy o muzeach hierarchia stanowisk w tej instytucji przedstawia się następująco – pomocnik muzealny – asystent muzealny – adiunkt muzealny – kustosz muzealny. Awans na każde z nich wymaga spełnienia odpowiednich kryteriów, w tym edukacyjnych. Sporo frustracji kosztowało mnie to, że podpisywanie się w korespondencji jako „asystentka muzealna” (a więc z użyciem feminatywu) generowało w odbiorcach wiadomości przekonanie, że nie jestem pracownikiem merytorycznym. Tego typu podważanie kompetencji jest niestety wciąż nagminne i dlatego warto poświęcać czas na edukację oraz wyjaśnianie tego typu nieporozumień, aby kolejnym pokoleniom kobiet było łatwiej i aby słowo „asystentka” nie rodziło automatycznej konotacji z pracą niewymagającą merytorycznego przygotowania. 

Jakie są Pani cele czy marzenia w obszarze Pani specjalizacji? Co chciałaby Pani jeszcze osiągnąć w ramach swojej kariery zawodowej? 

Rozpoczęłam doktorat w zakresie nauk o kulturze i religii i zajmuję się tematyką muzeum jako trzeciego miejsca (azylu) osób wykluczonych społecznie. Docelowo, grupą odbiorców będą gminy wiejskie, w których wciąż – mimo, iż sporo zmienia się w ostatnich latach na lepsze – dostęp do kultury jest ograniczony, lub realnie zerowy. Chciałabym opracować ogólne kompendium wiedzy zawierające zakres dobrych praktyk wobec osób wykluczonych społecznie. Myślę, że wiele muzeów, nie tylko we wspomnianych gminach wiejskich mogłoby pełnić rolę azylu dla osób wykluczonych, ale brakuje im narzędzi i pomysłów jak to przeprowadzić w praktyce. Zależałoby mi na tym, żeby osoby w miejscowościach, które nie mają dostępu do kultury (choćby ze względów logistycznych) zyskały opcję regularnego obcowania ze sztuką. 

Co poradziłaby Pani młodym kobietom wchodzącym na rynek pracy i poszukującym swojej drogi zawodowej? O czym warto, by pamiętały one na co dzień realizując swoje pasje i ambicje?

Warto, by pamiętały, że nikt za nich życia nie przeżyje (śmiech). Żeby wiedziały, że są silne i nie dały sobie wmówić, że czegoś nie da się zrobić czy, że nie podołają wyzwaniu. Ważne, jest wykrzesywanie z siebie ciągłych promyków nadziei (wbrew wszelkim przeciwnościom) i sukcesywne dążenie do celu. Wytrwałość jest kluczem do sukcesu. Wszelkie błędy warto traktować jako cenne lekcje życiowe i wyciągać z nich wnioski na przyszłość, zamiast myśleć o nich jako o „porażkach”. Pomimo licznych wyzwań, z jakimi muszę mierzyć się w związku z pracą w małej instytucji kultury i tego, że nie wiem jak długo uda się utrzymać budżet na etat mój czy kolegów z zespołu, absolutnie nie traktuję czasu spędzonego w muzeum jako straconego. Wręcz przeciwnie – widząc realne efekty tego, co w niespełna rok udało się nam osiągnąć – mam poczucie spełnienia. Jest to niewątpliwie praca bardzo angażująca na poziomie emocjonalnym, bowiem wejście w tak małą społeczność było trudne. Ale warto podejmować ten trud – choćby dla jednego uśmiechniętego i zadowolonego mieszkańca, który odkrywa dzięki nam swoje lokalne dziedzictwo i czerpie z tego satysfakcję. 

Wydaje się, że tego typu podejście do kariery zawodowej może nam też pomóc rozwijać się w wymiarze personalnym – budować naszą własną świadomość, odporność i dojrzałość psychiczną. 

Tak. Praca w muzealnictwie to praca z ludźmi i dla ludzi. Tego typu działalność wymaga dużej uważności i uwrażliwienia na potrzeby innych. Często wydaje nam się, iż kogoś znamy, a tak naprawdę jest to jedynie wąski wycinek prawdy o tym człowieku. Za każdym, z kim przychodzi nam pracować stoi personalna historia, o której wiemy często niewiele, albo tyle ile dana osoba zdecyduje się nam zdradzić. Dlatego warto z wielką ostrożnością podchodzić do wydawania osądów na temat czyichś decyzji czy zachowań i pamiętać, że każdy ma prawo do okazywania słabości, frustracji czy bezsilności. Empatia jest kluczem, zawsze i wszędzie. Wychodzę z założenia, że warto najpierw być człowiekiem, a potem muzealnikiem.

Dziękuję za rozmowę. 

Dziękuję, wszystkiego dobrego!