W cyklu #jestemKossakówką prezentujemy dobre praktyki współczesnego muzealnictwa, pokazujemy, że myślenie jednocześnie z rozmachem dla tu i teraz, ale też z respektem dla dziedzictwa przeszłości jest możliwe. Rozpoczęłyśmy w Muzeum im. Przypkowskich w Jędrzejowie rozważaniami nt. zaskakujących zbiegów okoliczności (Inspiracja 1:1?), dzisiaj zapraszamy do lektury wywiadu z jego dyrektorem, Janem Przypkowskim.
Aśka Warchał-Beneschi: W zeszłym roku na Instagramie @notatki.z.historii.sztuki rozpoczęłam wyzwanie #małemuzeum, zainspirowana wizytą w Muzeum im. Przypkowskich w Jędrzejowie [Województwo Świętokrzyskie]. Dyskretne muzeum wcale takie małe nie jest… Czy może nam Pan przedstawić instytucję, na której czele stoi?
Jan Przypkowski, Dyrektor Muzeum im. Przypkowskich w Jędrzejowie: Tak, nasze muzeum rzeczywiście nie jest małe, ani pod względem fizycznym, ani pod względem zawartości. Zacznijmy od tego, że ludzie przychodząc do muzeum z Rynku – widząc fasady dwóch kamienic, które tworzą muzeum – myślą, że tylko do nich ogranicza się muzeum. Wchodząc, nie wiedzą, że dalej czeka ogromna przestrzeń. Muzeum stoi na dwóch historycznych posesjach, podwórkach, które były bardzo długie. Mamy tu teraz pawilon i wielki Ogród Czasu z zegarami słonecznymi i ze schodami wodnymi. Ludziom nie chce się wierzyć, jak to wszystko się tu mieści.
A oprócz tego mamy też dużo zbiorów, dużo działów, dużo kolekcji. Oczywiście, najbardziej nasze muzeum znane jest z kolekcji zegarów słonecznych i przyrządów astronomicznych. Jest to na pewno największa kolekcja tego typu w Polsce i jedna z największych na świecie, zapoczątkowana przez Feliksa Przypkowskiego i kontynuowana przez jego syna Tadeusza. Oprócz niej mamy też dawne mieszkanie lekarza, założyciela kolekcji Feliksa Przypkowskiego, w stanie takim, jak wyglądało na początku XX wieku, mamy dalej wnętrza mieszkalne, które złożone są ze zbiorów mebli, rzemiosła artystycznego i malarstwa. Jest także biblioteka starodruków, również zbieranych przez Feliksa i Tadeusza, a w niej drugie wydanie dzieła Kopernika z 1565 roku, z Bazylei, czy dzieła Jana Heweliusza, w tym jedno z autografem, oraz inne prace dotyczące astronomii i gnomoniki. Poza tym w naszych zbiorach jest ogromny Dział Gastronomii, co się wiąże z osobliwym zainteresowaniem Tadeusza Przypkowskiego, pierwszego dyrektora państwowego już muzeum. Zbierał on rzeczy związane z dawną gastronomią: garnki, różne przyrządy przygotowywania potraw, ale też literaturę w tym zakresie i na przykład jadłospisy. Mamy z tego urządzoną wystawę w dawnej kuchni i spiżarni. A oprócz tego robimy wystawy czasowe.
AWB: No właśnie, wystawy czasowe. Niedawno zakończyła się wystawa fotografki Janiny Mokrzyckiej. Dzisiaj rozmawiamy na wernisażu wystawy „Golem” Marcina Zawickiego. Jak sztuka współczesna działa z wiekowymi zegarami słonecznymi?
JP: Mamy tu bardzo duży pawilon wystawowy, ale także Małą Galerię [na końcu ścieżki zwiedzania wystawy stałej]. Kiedy zbiory zostały przekazane Państwu w latach 60-tych, wówczas muzeum już jako muzeum publiczne zaczęło bardzo dużo inwestować, dokupiło sąsiednią parcelę, posesję, która dawniej należała do apteki z XVIII wieku, i na niej postał pawilon z myślą o wystawach czasowych. Obecnie mamy zarówno wystawy cykliczne, takie jak wystawy twórców związanych z Galerią „Zielona” w Busku-Zdroju czy z konkursem fotograficznym „Po Nidzie”, raz na dwa lata pokazujemy sztukę twórców lokalnych. Moim nowym zamierzeniem jest pokazywanie tu artystów pierwszorzędnych, co nawiązuje do tradycji lat 70-tych. Stąd Marcin Zawicki.
AWB: Przyszłam na nasze spotkanie z pytaniem, czy wystawy czasowe oddziałują w jakimś stopniu na to, co dzieje się na wystawie stałej, ale już na wernisażu mi odpowiedziano, że z okazji „Golema” na zwiedzających wystawę stałą interwencja artystyczna.
JP: Nasze muzeum, jako że w środowisku lokalnym jest jedyną większą instytucją kultury, nie może ograniczać tematyki wystaw czasowych do tematyki muzeum, do zbiorów gnominicznych czy historii. Robimy wystawy na różne tematy, tak było ze zdjęciami Mokrzyckiej. Faktycznie wystawa Marcina Zawickiego jest wyjątkowa, ponieważ artysta wykonał kwerendę w naszych zbiorach i swoją twórczość połączył z pewnym aspektem naszej kolekcji. A konkretnie, ponieważ na wystawie zajmuje się problemem Golema, czyli istoty sztucznie ożywionej przez człowieka za pomocą alchemii i magicznych obrzędów, to artysta wziął z naszych zbiorów to, co kojarzy się z apteką, farmacją, medycyną, a więc poniekąd też i z alchemią.

AWB: Stoimy w muzeum państwowym, a jednak wciąż związanym z rodziną założyciela. Dyrektor za dyrektorem jesteście Panowie wciąż strażnikami tej opowieści. Jak to działa w praktyce? Jak godzicie z jednej strony pieczę nad historię rodziny, a z drugiej myśl o dobru publicznym, czymś dla wszystkich?
JP: Z mojego punktu widzenia całkiem dobrze, dlatego, że zarządzając muzeum, które ma łącznie ok 50 tys. eksponatów, to wiele z nich są to przedmioty związane z moimi przodkami, założycielami tej kolekcji, czyli z Feliksem i z Tadeuszem Przypkowskimi, podchodzę więc do nich w nieco odmienny sposób, niż gdybym zawiadywał muzeum gdzieś daleko stąd, zupełnie innym. To dla mnie są rzeczy, które ja traktuję osobiście, o których wiem dużo, ponieważ łączą się z opowieściami jeszcze z dzieciństwa, o tym, że tamto służyło do tego, a z tym przedmiotem związana jest taka czy inna historia… W moim przypadku myślę, że to ułatwia, na pewno jest ciekawe.
AWB: Na koniec, jako że ja się zajmuję sztuką kobiet i udziałem kobiet w kulturze, to nie mogłam nie zauważyć, że na Państwa plakatach widnieją feminatywy. Pojawia się „artyści i artystki”, „kuratorka”. Czy to jest jakieś działanie celowe, czy to po prostu tak naturalnie u Państwa wychodzi?
JP: No nie no, w końcu zaczęliśmy trzecią dekadę XXI wieku, jest już ogólnie przyjęte, że stosuje się feminatywy, że jeżeli biorą udział w wystawie artyści obojga płci, to wtedy nie upraszcza się ich do artystów, tylko mówi się „artyści i artystki”. To jest oczywiste.
A jeżeli byśmy się mieli doszukiwać źródeł historycznych, to nasze muzeum ma bardzo wiele wspólnego z kobietami. Mówiłem dużo o doktorze Feliksie Przypkowskim, a nie wspomniałem o jego żonie. Zofia, która odegrała ogromną rolę w kwestii ważnej i dla naszego muzeum, i dla Jędrzejowa w okresie legionowym. Kiedy do Jędrzejowa przybyły Legiony Józefa Piłsudkiego, to właśnie Zofia Przypkowska założyła organizację nieformalną, która nazywała się Liga Kobiet. To one wspomagały żołnierzy, szyły dla nich mundury, szyły dla nich bieliznę pościelową do szpitali. Była taką niesłychanie energiczną osobą, znacznie wyprzedzającą swoje czasy. Do tego motywu co jakiś czas wracamy przy okazji wystaw historycznych, ale też wiążą się z nim takie wystawy jak Janiny Mokrzyckiej – osoby także znacznie wyprzedzającej swoje czasy.
AWB: Bardzo dziękuję za rozmowę.

PS. Z Krakowa do Jędrzejowa są bardzo przyjemne połączenia kolejowe, czas przejazdu to ok. 1,5h, można zabrać ze sobą rower i już macie plan na weekend ;). Wystawa Marcina Zawickiego „Golem” potrwa do 26.09.21.